zajezdzanie młodych koni

Wątek głównie dla tych którzy zajeżdżali sami, aby mogli się podzielić wątpliwościami i przemyśleniami.
Kiedy zajeżdżaliście, jak przygotowywaliście do tego procesu i w ogóle wszystkie szczegóły.
Ja ogólną wizję tego jak bym chciała znam a czas pokaże i zweryfikuje.
ja przygotowuję od lata 2008, a chcę wsiadać późną wiosną lub latem 2009. Przygotowania to gł zabawy podobne do naturalowskich (mówię podobne, bo wiem tylko tyle ile przeczytałem) i lonża. Staramy się ruszać 3-4 razy w tygodniu, a raz lub dwa razy wrzucam siodło. Do samego wsiadania oczywiście będzie druga osoba. Wszystko odbędzie się na round-penie (o ile zdążę go do tego czasu postawić 😉), a koń będzie wsiadany na side-pullu lub dually haletr i siodle western.
aha, zapomniałem dodać, że w życiu zajeździłem (o ile można to tak nazwać) 4 koni, ale wszystkie bez większego przygotowania przed - trochę lonży i obeznania ze sprzętem. Jeden to wogóle był zielony i robiony metodą "z pastwiska pod siodło", tj. koń surowy całkowicie - pierwszy raz w życiu ogłowie, pierwszy raz w życiu siodło i wsiadamy. Nie popieram tego, ale wtedy jeszcze mało wiedziałem. Ale są tacy, którzy uważają, że to dobra i wbrew pozorom mało stresująca dla konia metoda.
Livia   ...z innego świata
28 grudnia 2008 08:15
Ja też mam bardzo małe doświadczenie, bo póki co zajeździłam dwa konie.
Jeden z nich to mój własny - ponieważ miałam czas, a on musial trochę dorosnąć jeszcze zaczynałam od lonży, zabaw naturalnych (początkowo Monty Roberts, później jakieś ustępowania zadu itp). Tak ze dwa miesiące później pierwszy raz wsadziłam mu siodlo na grzbiet i wędzidło do pychola. Olał sprawę 😉 I od tego czasu zaczęłam też wsiadać, tak po kilka min na oklep. Tak przez jakiś miesiąc - oczywiście w kółko gry i lonża.
A później zaczęłam wsiadać i próbować jechać. Na szczęście mój to nie taki wariat i nie próbował mnie zrzucać, zresztą zawsze dawałam mu przed jazdą spuścić parę.
Drugi to 19-letnia klacz fryzyjska. Zdziwiła mnie, bo z nią było posprzątane po czterech treningach. Wcześniej byla przez właścicielkę przyzwyczajona do siodła i ogłowia. Wsiadłam, nauczyłam ruszania, zatrzymywania, a reszta to już gładko, jakby całe życie pod siodłem spędziła. Na piąty raz pojechałam na niej w teren jako czołowa. I nic, super koń 😉 Naprawdę się dziwiłam.
Averis   Czarny charakter
28 grudnia 2008 08:22
19- letnia,a czemu tak późno? Przynajmniej nie ma wątpliwości ,ze jej szkielet miał czas, by skostnieć do końca 😉
Livia   ...z innego świata
28 grudnia 2008 09:08
Wcześniej była klaczą matką, co rok albo dwa źrebak, później wycofana z hodowli i trafiła do obecnej kochającej właścicielki 🙂 która chciała ją na jakieś spacerki pod siodło 😉 dlatego zajeżdżona dopiero w wieku 19 lat. Moj berbeć ma z kolei 4, stąd w ogóle się nie spieszę. Ma czas.
Hehe.... jeszcze mniejsze doświadczenie w koniach "świeżych" mam ja 😉 Do procesu zajeżdżenia w życiu swojego pierwszego konia przygotowuję od sierpnia br... Już widzę te szydercze uśmiechy 😉
Wcześniej kilku koniom starszym przypominałam co to jest człowiek i że to ten siedzący na grzbiecie człowiek decyduje w którą stronę idziemy i jeździłam świeżo zajeżdżone konie.
W tej chwili koń miał na sobie siodło i ogłowie przez chwilę, przyjął bez problemu, na lonży reaguje na głos i ... to by było na tyle. Pracowałam z nim góra 2-3 razy w tygodniu przez minutę, dwie, konik jeszcze jest za młody na cięższą, regularną pracę i czekam z tym do wiosny. Z resztą, nawet jeśli byłby starszy, podłoże do pracy w obecnej stajni pozostawia wiele do życzenia, więc jak na razie stawiam sobie za zadanie porządne odżywienie konia i codzienne padokowanie.
Przemyślenie dot pracy z koniem - im więcej cierpliwości, tym lepszy efekt.
2006 wszystkie te szykowane do zajazdki w nowym roku czy 2005 tez?
ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
28 grudnia 2008 10:08
2005, 2006, a mamy jeszcze jednego 2003-chyba nie dali sobie rady, oj będzie wesoło.
Ogólnie mamy taką zasadę, że ponizej 3 lat nie dotykamy, niech dzieci mają dzieciństwo 🙂.
Co do zajazdki naszych(w sensie urodzonych u nas) to całość trwa 2 dni, nawet te pozornie elektryczne dają radę 🙂.
1 dzień - lonża + siodło
2 dzień - wsiada podróżnik
Jeśli chodzi o "obce" koniska to różnie bywa 😉, rekordzista zajął nam chyba 2 tygodnie ale był naprawdę okropny...
Zajeżdżamy we dwójkę, bo bezpieczniej  ale do "normalnych" koni wystarczy 1 osoba.
Przyszła kiedyś "niezajeżdżalna aparatka" a po 1,5 miesiąca wygrała próbę dzielności 🙂.
No właśnie, ile hm...mniej więcej czasu zajmuje u Was zajeżdżanie? Rozumiem, wszystko zależy od konia i jak koń jest gotowy to przechodzimy do kolejnego etapu, ale tu u ms_konik odbywa się szybciej. Paalman twierdzi, że nie sadzamy ludzia prędzej niż po 2 miechach lonżowania na chambonie, znajoma trenerka, że owszem, ludzia sadzamy prędzej, praca przeplatana lonżą i wożeniem ludzia w siodle, dopiero później dalsze zmagania a inna trenerka twierdzi, że od razy ludź, czarna wodza i jedziem.
Z ostatniego sposobu nie mam zamiaru korzystać, na mojego młodego jakiekolwiek nieuzasadnione użycie siły działa jak czerwona płachta na byka.
Tak czy siak, ciekawi mnie ile czasu poświęcacie na to wszystko.
Jak do tej pory zajezdzilam, liczac na szybko, jakies ponad 200 koni. I metody byly rozne, w zaleznosci od stajni w jakiej pracowalam.
Ostatnia metoda bylo zajezdzanie w boksie czy na korytarzu stajni. Nigdy nie bylo zadnych problemow, zadnego brykania pozniej czy "silowania sie". Zazwyczaj od pierwszego zalozenia siodla i lonzowania do dnia gdy wsiadalam mijalo jakies 4-6 dni. Tak na spokojnie.... Choc dalo sie i szybciej...
Ja  zawsze długi okres czasu lonżuje  z siodłem czy tez na pasie do momentu kiedy koń zaczyna prawidłowo pracowac na danej rzeczy ( czambon , trójkąty)
Z sami było dość łatwo bo nie brykała ani razu. Spokojnie chodziła z siodłem ale jak opusciłam strzemiona  to  hmmm działo sie  😉 Ale tylko na pierwszej lonzy ze strzemionami ( ogólnie tak lonzowałam ze 3 razy).
Przewieszam sie przez konia zawsze z dzień -dwa a nawet trzy przed tym jak juz normalnie usiade i ktos mnie pooprowadza.
Wszystko robie dosc powoli ale mysle ze to zalezy od konia bo na młodej to musiałam jak z jajkiem , strasznie sie bała .
Ja Sami na pierwszy galop tez po dosyc długim czasie wziełam w teren za koniem .
Iwan miał 8 lat i był surowy ale z nim to było super łatwo  prawie go nie lonzowałam bo go na lonży upchnąć sie nie da zeby jakos szedł , wsiadłam na hale postepowałam pokłusowałam za pierwszym razem. Za drugim wziełam go w teren.
Tak naprawde większosc rzeczy wypracowałam z nim w terenie bo tam sie skupiał a nie w stajni przy obecnosci koni.
Batalie tez lonzowałam troche i poprostu wsiadłam bez problemu za pierwszym razem na stęp po padoku , kłus na drugiej jezdzie  juz był bez problemu a na galop  jakis czas później również wziełyśmy ja w teren.

Pamietam w dawnej stajni mielismy arabke do zrobienia   przewieszalismy sie  chyba z 3 miesiace a ona nadal brykała  nie wiem czy im sie udało cos z nia wypracowac bo sie wyniosłam ale watpie bo przyszła juz od kogos kto próbował.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
28 grudnia 2008 10:45
ja zajezdzam kilka miesiecy. najpierw buduje i wzmacniam miesnie grzbietu i nogi. po drodze wychowuje.kon uczy sie ze na'czas pracy'  ma skupic uwage na czlowieku,ze uczy sie nowych rzeczy.potem prosze o przyjecie siodla. potemm wsiadam na 5 sekund na stoj.'pytam,czy kon jest gotowy zeby ruszyc.jesli nie-probuje za kilka dni. od pierwszej lonzy do pierwszejy jazdy mija zazwyczaj ze 3-4 miesiace. nigdy krocej niz 2. metoda o tyle niepopularna,ze w momencie wsiadania kon ma juz dobrze wyrobione miesnie i kondycje. w zasadzie caly okres oswajania-tak,zeby kon chodzil w 3 chodach pod siodlem i mozna bylo cokolwiek wymagac to min. 6 miesiecy. u mnie.
szafirowa o, proszę, moje wyobrażenie pracy z koniem jest bardzo podobne go tego, jak długo Ty pracujesz.

Praca w terenie to w ogóle fajny pomysł. Ze swoim chyba zaczniemy spacerkować do lasu, bo jak dzieciarnia zwala się na stajnię, reszta koni jest wypuszczana to mam w zasadzie po robocie, koń rozkojarzony a i mnie denerwują wrzaski, chichy i inne takie. 🤔wirek:

Araby ponoć mają zakodowaną ocenę co sprawiedliwe a co niesprawiedliwie. Nie wiem jak z tym jest, nie pracowałam z żadnym arabem osobiście. Mój młody ma bardzo dużo dolewki krwi arabskiej i może coś w tym jest... ze słuszną karą godzi się bez marudzenia, z niesłuszną, albo przez niego niezrozumianą wręcz walczy.

ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
28 grudnia 2008 10:56
Sankarita- takie zajeżdżanie dwudniowe można zastosować u koni, które są do tego gotowe zarówno fizycznie(dobre umięśnienie grzbietu, ogólny rozwój) jaki i psychicznie(ucywilizowane od źrebaka) dlatego pisałam o "naszych" koniach.
Te, które wymagają więcej czasu po prostu ten czas dostają 🙂.
Jasne, że nie na samym wsiądnięciu się kończy, później trzeba dorobić reakcję na pomoce, prostowanie, skręcanie i to jest dość żmudna robota.W tym czasie występuje szereg problemów ,z którymi trzeba się uporać i błędu nie można popełnić! bo to rodzi kłopoty na potem...  Po około 2 miesiącach jakoś można na tym zwierzaku się poruszać w miarę sprawnie.
To tak generalizując...
Nie można zapominać, że każdy koń to indywidualność i trzeba do każdego podejść specjalnie...
Taaak, wcześniej surowa Amelka teraz surowy Młody 😉
Z Amelką pracowałam klasycznie-jak do mnie przyszła niby wiedziała co to jest siodło ogłowie jeździec ale tak naprawdę to zawsze zachowywała się jakby pierwszy raz te rzeczy widziała. Przez ok. 3-4 miesiące lonżowałam ją na czambonie,trójkątach,na drągach, dużo chodziłam na spacery. Potem zaczęłam wsiadać 2-3 razy w tygodniu i tak przez jakiś miesiąc dopóki kobyła jako tako się nie ogarnęła bo to było chodzące adhd. Jakoś w kwietniu (miałam ją od października 07) o ile pogoda pozwalała zaczęłyśmy troche pracy, było trudno ojjjj było. Kobyła na łydkę stawała na jakiekolwiek działanie wędzidła głowa wyżej niż moja. Ale jakoś dałyśmy radę i w wakacje kobyła była cud miód do jazdy. W układaniu Ameli z siodła pomagały mi dwie osoby na początku instruktorka, która z dołu mnie uspokajała gdy widziała, że napływa we mnie złość 😉 potem również instruktorka-skoczek z wieloooooletnim doświadczeniem, jednak typowo skokowym podejściem, tak czy siak obie bardzo dużo mi pomogły.

Z Młodym jest troche inaczej. Młodego postaram się zajeździć naturalnie. Wiadomo teraz się dużo bawimy, 7 gier, spacery itd. Jak przyjdzie wiosna/lato mam zamiar dużo chodzić z nim na spacery-wszelakie górki dołki nierówności itp żeby trochę przygotować mięśnie. A pod koniec wakacji zacząć wsiadać, najpierw tylko wsiadać, potem na 5 minutowe spacerki-zatrzymania ruszania itp itd Skończą się wakacje skończy zapewne się jego 'praca' pod siodłem. Do 'większych rewolucji' z siodła czekam do wakacji 2010 roku, wtedy malec będzie miał 4,5 roku a ja nie będe miała większych obaw przed np dłuższą jazdą. Ale to bardzo luźne i ruchome plany. Okaże się w praniu jak to wszystko będzie 😉
Ja jedynie pomagałam przy zajeżdżaniu i o ile tylko była taka możliwość to wyglądało to tak,że młodziaki były brane na wiosnę i dochodziło się do przyjęcia jeźdźca a potem były odstawiane na łąki i nic się od nich nie chciało.Do roboty bano je jesienią i wtdy zaczynała się już konkrtna praca-dalszy rozwój i nauka wszystkiego.Zazwyczaj najpierw przez jaiś czas praca na lonży,jeżdziec pierwzy raz wsiadał zazwyczaj na lonżowniku.Potem,gdy już mógł się sam poruszać po placu,zabieraliśmy młodziaki w teren.
Ja zajeździłam w życiu ponad 30 koni (nie pamiętam dokładnie).. Część z nich to były moje własne zwierzaki, część oddane mi przez właścicieli do zajazdki.
Miałam okazję pomagać w zajeżdżaniu i robieniu młodych koni także w Niemczech ( typowa stajnia handlowo-sportowa) i UK (stajnie wyścigowe) Generalnie  i w Niemczech i w UK zajeżdżano konie w stajni, w boksie lub na korytarzu-w każdym razie na betonie.. Ponoć konie boją się takiej nawierzchni i są spokojniejsze.. Ja osobiście wolę jednak mimo wszystko halę i piasek.. 😉
Jestem za tym (o ile to możliwe) by zaczynać pracę czyt. zabawa, lonża itd z ok 3- 3,5 rocznym koniem. Zwierzęta są bardzo różne więc i tempo i schemat zawsze trochę jednak odmienny ale zasada podobna.. Ideałem jest jeśli koń od źrebaka przyzwyczajany jest do podstawowych czynności, czyli czyszczenia kopyt, sierści, prowadzenia na kantarku itp bo oszczędza to bardzo wiele czasu i pracy później.. No ale na to nie zawsze mamy wpływ więc jeśli koń jest zupełnie "dziki" przez co mam na myśli brak obeznania z człowiekiem, o zaczynam od tego. Dalsza część w dużym skrócie tak żeby dać  tylko ogólny obraz tego w jaki sposób ja pracuję z młodziakami kiedy już przygotowuję je do pierwszego wsiadania.. 🙂

Zaczynam od lonży na samym ogłowiu, przyzwyczajam konia do chodzenia po kole w obie strony (z czym niektóre mają czasem problemy 😉 ) Potem stopniowo przechodzę na pracę na chambonie, wyrabiając koniowi mięśnie grzbietu i w końcu zakładam siodło (najpierw bez strzemion, później z opuszczonymi)..  Lonżuję z siodłem kilka dni, nie wsiadam a jedynie "oklepuję" konia (bardzo mądra rzecz-podpatrzona w Niemczech-klepię po szyi, łopatce i siodle jednocześnie mówiąc do konia - początkowo boją się odgłosów jakie się  pojawiają zwłaszcza przy klepaniu w siodło ale z obserwacji moge powiedzieć,ze później jest dzięki temu łatwiej i moim zdaniem to dobry sposób), przewieszam się z boku, przyzwyczajam do wkładania nogi w strzemię i obciążania go (ale bez wsiadania) Po kilku dniach jak widzę, że koń czuje się swobodnie z siodłem i nie boi się ciężaru gdy się przez niego przewieszam to wsiadam..
Moim zdaniem niezwykle ważne jest by mieć zaufaną i rozsądną osobę do pomocy z  ziemi.. Bez tego ani rusz (mi z większością koni pomagał ojciec)..
Ja osobiście wsiadam raczej sama z ziemi, bardzo powoli (najlepiej jeśli ktoś naciska na drugie strzemię) i spokojnie. Raczej nie lubię jak się mnie wrzuca na konia przy zajazdce..Później w zależności od danego zwierza kilka dni pracy na lonży (ja w siodle a druga osoba z ziemi) a dalej samodzielnie.
I cały czas zabawa. Żadnego ustawiania, jedynie żywo do przodu ucząc reakcji na łydki i delikatnego kontaktu z pyskiem. Nic na siłę.

Tak mniej więcej wyglądała zajazdka u mnie.. Jeśli "nikt mnie nie goni"  to na całość poświęcam ok 2-3 miesięcy ale oczywiście da się to zrobić o wiele,wiele szybciej (w Niemczech po kilku dniach wsiadaliśmy ale nie pochwalam takiego postępowania)... Zawsze starałam się jednak dać koniom czas jeśli miałam taką możliwość..

Myślę,że dla koni było to w miarę bezstresowe bo (poza jedną kobyłą w Niemczech) chyba żaden nigdy nie brykał specjalnie..   🤣

Aha.. W okresie przygotowywania do zajazdki konie nie chodzą codziennie na lonży, z reguły co drugi dzień, delikatnie. Po zajeżdżeniu kilka dni z rzędu dla "utrwalenia" ale jedynie delikatna zabawa, bez zbytnich obciążeń.. Tyle tylko żeby koń zaakceptował jeźdźca.. Potem trochę w siodle, trochę z ziemi..
Kiedyś jak zajeżdżałam młode konie u nas w stajni to trwało to tylko ze 2 tygodnie lonży a potem wsiadanie i jazda po ujeżdżalni za jakimś dorosłym spokojnym koniem. Żeby się przyzwyczaił a potem stopniowo jazda samodzielna.
Wtedy nie byłam za bardzo świadoma jak to wszystko powinno wyglądać. Dwa lata temu zajeżdżałam 2 młodziaki, tzn kiedy skończyły 3 lata to zaczęłam lonże, które trwały jakies pół roku. Najpierw na kantarku, później stopniowo wędzidło , siodło. jeśli chodzi o siodło to najpierw było to leciutkie kucykowe a póniej dopiero normalne bez strzemion. Lonżowałam kilka razy w tygodniu (ok5), chciałam żeby koń zaczął odpowiednio reagować na mój głos, ton głosu. Później uławtiło mi to pracę przy wsiadaniu. No i po ok pól roku najpierw kilka razy przewiesiłam się na siodle, poskakałam obok imitując wsiadanie i później wsiadałam. Na lonży i oczywiście przy opomocy innej osoby. Muszę przyznać że oba konie nie sprawiły żadnych problemów przy pracy z nimi. Dużo też spacerowałam w ręku i po ujeżdżalni (ćwicząc zatrzymania) i w pobliskim lesie. Te zajeżdżone prze ze mnie mlodziaki mają się teraz dobrze i nie ma z nimi żadnych problemów. Najważniejsze jest to, że nie doświadczyły żadnych złych rzeczy w czasie tej pierwszej najważniejszej nauki, nie mają żadnego urazu psychicznego. Bo to właśnie te początku rzutują na całe życie konia.
MoniaaA, ja ogolnie wizję mam podobną do ciebie
czy sie uda czas pokaze
nie będę lonżować na pewno, tym bardziej na patentach
chyba ze tak jak planuję się nie da to wtedy będziemy się martwić
jak dostalam swojego mlodziaka (a mial wtedy 3 lata i 4 miesiace), to nawet nie wiedzial co to jest lonza. wiec oczywiscie najpierw sama praca w stepie na bardzo krotkiej lonzy, zeby miec potwora pod kontrola. stopniowe wydluzanie lonzy, czasu pracy i wprowadzanie wyzszych chodow. lonzowalam na malym padoczku, bo na duzym placu wogole nie bylo szans. potem lonza z siodlem, praca na 2 lonzach, konio baaaardzo szybko sie uczylo. wsiadlam po jakichs 3 tygodniach pracy z ziemi. nawet nie probowal bryknac 🙂 oczywiscie pierwsze pare dni to step i poczatki klusa na lonzy i troche stepa bez lonzy dalej na malym padoku. i stopniowo coraz wieksza przestrzen, wieksza praca. oczywiscie pracowalismy tez dalej z ziemi. ogolnie nie ma z nim zadnych problemow, zaluje tylko ze nie mialam akurat wtedy mojego najlepszego i ukochanego trenera, bo pewnie moj kon umialby teraz duzo wiecej i efekty w pracy bylyby szybsze xP  ale sami tez dalismy rade 😉
aleqsandra   Kreujemy swój świat tym w co wierzymy
28 grudnia 2008 14:37
w jednym profesjonalnym irlandzkim ośrodku robiono tak, że dwulatki zapoznawano z siodłem, lonżą, lonżowano je na dwóch, wyprowadzano na dwóch na spacery, uczono manier, przewieszano się przez nie a potem odstawiano na padoki i po roku/dwóch/trzech wracano i od razu normalnie pracowało...

zresztą tam generalnie obowiązuje zasada że do 5-ego roku życia się konia pracuje 'lekko'
nie siada się w pełnym etc

ja tam byłam z szefem tylko żeby przegalopować kondycyjnie nasze konie grand prix na ich torze, który był najlepszy w okolicy... bardzo dobrze rozwiązany, zaplanowany, wykonany, bardzo dobre podłoże...
ale trochę się pogadało na temat treningu, zajeżdżania i innych tam takich...
Sznurka   czyli nie zamierzasz przygotować pleców konia i ogólnie jego mięśni na obciążenia jeźdźcem ?
W tej stajni handlowej w Niemczech z tymi bardziej cennymi końmi też tak robiono że jako 3 latka zajeżdżono, troszkę popracowano z nim a potem na pół roku albo rok na padoki. W UK z niektórymi też ale nie na tak długo.. Bardziej 2-3 miechy..  W stajni gdzie koni jest kilkadziesiąt albo i kilkaset to  można sobie spokojnie na coś takiego pozwolić...
Dzieki temu ja swojego PABLO kupiłam z Niemiec jako 5 latka jeszcze surowego.. 🙂
Za to zrobienie go poszło w o wiele szybszym tempie.. Koń po roku pracy chodził N a pod koniec 6 roku życia i C. I żadna krzywda mu się przy tym nie działa.. Po prostu bardzo szybko się uczył, był już dojrzalszy...
Podobnie było ze SPOTEM. Przyszedł do nas pod koniec 5 roku życia zajeżdżony ale w sumie to prawie surowy.. Praca z nim też szła bardzo szybko..
zamierzam i to robię  grając w 7 gier, sporo stępuję konia w ręku, przez drązki, pod gorki, z górek
nie uważam ze lonża to zbawienie i lekarstwo na wszystko a budować mięśnie konia można równie bez niej jak i bez patentów
myślę ze w tym temacie porozumienia nie znajdziemy, juz kiedyś dyskutowałyśmy na temat lonżowania koni 1,5 rocznych
CeraŁ   dużo dużo zmian..
28 grudnia 2008 15:00
ja właśnie zaczynam pracować z kolejnym młodziakiem. 🙂 Ale klaczka bardzo pojęta i intelgentna. Narazie oczywiście przez dłuzszy czas będzie lonża żeby wzmocnić grzbiet no i przyzwyczajać powoli do coraż dłuższej pracy bo narazie to kilkadzieścia minut 🙂.
Robię też rozne takie małe 'wieszania' się na koniu żeby już powoli przyzwyczajał się że człowiek to dziwna istota i chce więcej niż tylko patrzeć na konika eh  😁

A takie pytanie ile bierzecie za 'zajeżdżanie konia komuś? Bo do tej pory to były bliskie mi osoby lub konie z którymi mam styk no i to zawsze od tak z mojej chęci a teraz robie konia takiej pani która się upieraże mi zapłaci, no ale w sumie to nie mam pojęcia ile ja mogę za takie coś wziąć. 😉.
Wiem że to zależy od tego jaki jest koń i na jakim że tak powiem poziomie to robię, ale to po prostu zajeżdżanie konie który będzie chodził głównie w tereny 🙂.
.
Jak do tej pory zajezdzilam, liczac na szybko, jakies ponad 200 koni. I metody byly rozne, w zaleznosci od stajni w jakiej pracowalam.
Ostatnia metoda bylo zajezdzanie w boksie czy na korytarzu stajni. Nigdy nie bylo zadnych problemow, zadnego brykania pozniej czy "silowania sie". Zazwyczaj od pierwszego zalozenia siodla i lonzowania do dnia gdy wsiadalam mijalo jakies 4-6 dni. Tak na spokojnie.... Choc dalo sie i szybciej...


Chyba po prostu sie pod tym podpisze, bo dokladnie to samo bym napisala.  😀
no no... smerfi, Anka - wynik imponujący, choć zastanawia mnie metoda (boks 👀 i korytarz stajni :???🙂 i fakt, ż nigdy nie było problemów, żadnego brykania... szczerze podziwiam, ja bym się po prostu bał
ja myślę ze to fajna rzecz w szczególności  jak sie nie ma kogoś do pomocy  postępowanie na takim młodym po korytarzu w stajni , boksie
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się