zajezdzanie młodych koni

Brzask   kucyk,kucyk...a to kawał s.........
28 grudnia 2008 16:38
Araby ponoć mają zakodowaną ocenę co sprawiedliwe a co niesprawiedliwie. Nie wiem jak z tym jest, nie pracowałam z żadnym arabem osobiście. Mój młody ma bardzo dużo dolewki krwi arabskiej i może coś w tym jest... ze słuszną karą godzi się bez marudzenia, z niesłuszną, albo przez niego niezrozumianą wręcz walczy.




Ja miałam przyjemnosc, konik był naparwde bardzo fajny, szybko uczący się.

jak z nim zaczynałam nie umiel w sumie nic na lonzy umial ganiac w kólko bez ładu i skladu, pierwsze wsiadanie odbylo sie bardzo wczesnie, nie mialam mozliwosci pracowac na lonzy, byla zima ring zamarzniety a na placu zakaz lonzowania. lonza najpierw luzem to jasne pozniej na czambonie ze wzgledu na to ze kon mial zapadniety grzbiet tj taka budowę ze chodzil z odgietymi plecami i to trzeba bylo poprawic

pierwsze wsiadanie bezproblmowe, na siódmej jezdzie byla juz u mnie trenerka i mozna bylo zaczac pracę.

Z koniem z ktorym obecnie pracuje 6latek narazie pracujemy nad tym zeby nie bylo "atakow paniki" ze ktos na mnie siedzi bo miewa silny instynkt ucieczki, ma tak ze mozemy wyjechac na ląkę stepowac 10min i nagle jakby zdaje sobie sprawe ze na nim siedze, rusza, gasze to w zarodku(czuje kiedy zaczyna sie spinac) przez calą jazde jest normalna praca po czym w koncowym stepie znowu jakis dziwny zryw i spokoj.

pod siodlem chodzi juz prawie 2 miesiace ale zadko raz w tyg, raz na 2 tyg wiekszosc pracy jest to lozna. A my nadal pracujemy nad podstwami. mimmo ze konik bardzo bysty i szybko sie uczy ale potrzebje duzo czasu by oswoić sie z niektorymi rzeczami, pewnie dlatego ze przez wczesniejsze 5 lat praktycznie nie mial kontaktu z ludzmi.
W sumie to jest tak, ze najpierw lonzuje z siodlem, potem, jak nie mam pomocy, wsiadam na chwilke w boksie (tam kon czuje sie bezpieczny, no i nie ma duzych mozliwosci brykania czy uciekania). Jesli mam pomoc, to wsiadam na korytarzu i jestem oprowadzana. Po  1-2 dniach takiej pracy staram sie na korytarzu kilka razy zaklusowac, a jesli kon jest grzeczny, to idziemy do hali. W hali nikt mnie nie lonzuje, tylko od razu klusujemy luzem (mialam nieprzyjemny wypadek podczas lonzowania przy zajazdzce). Itd. 😉

sznurka ano właśnie, czy się uda-okaze się.
Muszę troche poszperać po necie i poszukać wszelakich rewolucji terenowych lub ćwiczeń gdzie pracują troche bardziej mięśnie. Sznurka masz jakieś pomysły? Dawaj na gg cobyśmy tutaj off nie robiły (wiadomo wskakiwanie,zeskakiwanie z górek no ale ile można, drązki-leżace,podniesione,  co jeszcze?)
my_karen   Connemara SeaHorse
28 grudnia 2008 17:35
Miałam okazje zajeżdżać konie w stajni sportowej w Anglii, 4-latki, i cóż, trzeba było sie przystosować do tamtejszych zwyczajów i trwało to conajmniej miesiąc. A nawet dłużej, licząc bardzo sumienna i częstą prace z koniem w stajni, każdy kon na hotelu oddany do zajeżdzenia był od pierwszego dnia uczony podawania nóg (wszystkie 4 nogi brane z jednej strony), czyszczony conajmniej raz dziennie, no i boksy czyszczone 2-3 razy dziennie, więc konie bardzo obyte z osobami je zajeżdzajacymi.
No ale sama praca -  od razu siodło, ogłowie i wypięcie. Lonża najpierw przez około 3 tygodnie, później obowiązkowo na dwie lonże jakis tydzień. Następnie niezwykle spokojne przewieszanie sie przez konia, trwające dosłownie po 2-3 minutki, żeby konia nie stresować. I tak następny tydzień. Póżniej tydzień lonży i tylko wsiadania na konia, poklepania i zsiadania. Następnie króciutkie spacerki 4-5 min stępem, oprowadzanie przez druga osobe. Zawsze 2 osoby przy koniu. Wszystko niesamowicie spokojnie, nieamowita troska żeby koń sie nie stresował. Dla mnie tempo było zdecydowanie za wolne, mimo, iż spokój dla mnie jest niesamowicie ważny... Cóż, może to dlatego, że brał kase również za hotel.. no ale podejście do koni mieli super, wszystko na spokojnie, ale żadne koń im na głowe nie wchodził, kiedy trzeba było przywołać do porzadku to przywoływali...
Sama z mężem zajeździłam swoje 4 konie, i conajmniej kilkanaście konie oddanym nam do 'zrobienia'. Ale to już opisywałam w innym wątku. Na pewno szybciej niż w Anglii u Derka... Jakiś tydzien wszystkie podstawy. Spokoj najważniejszy 🙂
Wiem, że mój mąż kilka lat temu miał duży problem z jedym ogierem kryjącym, karą mieszanka ślązaka i folgluta... taki bajkowy ogr z długaśna grzywa, jakby mieszanka z fryzem.🙂 Nikt nie mógł dać sobie rady, on (podobno robil to juz wcześniej) uznał, że wsiądzie w boksie. Udało się, ale później długi czas tylko on mógł na tym koniu jeździc, nikt inny sie do wariata nie mógł zbliżyć..Sama w boksie na surowego konia bym sie chyba nie odważyła wsiąść.. obojętnie ile osob byłoby do uspokajania/trzymania...
pozdrawiam🙂
taggi   łajza się ujeżdża w końcu
28 grudnia 2008 17:44
u mnie to wyglada tak, ze najpierw praca na lonzy, gdy kon zacznie juz fajnie pracowac, ubieram siodlo i oglowie i ta sama robota odbywa sie już w sprzęcie no i jak jest ok, to zaczynam stopniowe oswajanie z ciezarem (czyli opieranie sie o strzemie, naciskanie na siodlo, przewieszanie itp.) gdy to tez przebiega bez problemu, wsiadam - na lonzy - nauka lydki, zatrzymania i skrecania. Gdy kon jest w miare streowny, schodzimy z lonzy (co trwa w zaleznosci od konia)

jazdy codzienne poczatkowo ok. 20min (w tym pierwszym okresie, bo na samym począteczku to w ogole krociutkie)
busch   Mad god's blessing.
28 grudnia 2008 18:01
Ja sobie samej bym w życiu nie dała konia do zajeżdżenia- zdecydowanie nie ten poziom umiejętności i wiedzy. Jednak tak się ciekawie złożyło, że stanęłam przed wyborem: albo surowa trzylatka, albo żadnego konia. Nie wahałam się ani chwili  😁 .
Zaczęliśmy w styczniu tego roku, kobyłka nawet na uwiązie nie umiała chodzić. Zaczęłam od zdobywania zaufania, tzn. podnoszenia nóg (jej, nie moich  😀 ), bawienia się foliówkami itp. Spacerowałyśmy też, najpierw  na kantarze i uwiązie (nie bardzo jej to na początku wychodziło, zatrzymywała się ciągle, a ja ją futrowałam smakołykami żeby jednak zechciała iść do przodu). Potem założyłam ogłowie, wzięłam bacika i zaczęłam się z nią bawić w ułomnego jeża. Najpierw zabawa polegała tylko na tym, żeby na mnie nie właziła i umiała się zatrzymać na pomachanie bacikiem przed jej szanowną osobą. Potem doszły różne inne rzeczy, w końcu bez żadnych problemów podnosiła nogi, robiła ustępowania, zwroty na zadzie i przedzie, opuszczała łeb, cofała się i co tam jeszcze mi mądrego do głowy przyszło- wszystko na dotyk bacika w odpowiednim miejscu.
Potem wszystko tak samo ale z siodłem na grzbiecie. A potem jeszcze z opuszczonymi, dyndającymi strzemionami.
Równolegle, jak tylko ziemia odmarzła, zaczęłam ją lonżować. Na początku tylko uczyłam komend (co poszło błyskawicznie bo wszystko pamiętała z ułomnego jeża), potem na pasie i z gumami przypiętymi jak chambon lonżowałam. Zanim przeszłam do następnego etapu, minęło 1,5 miesiąca spacerków i lonżowania.
Następnie w ciągu kilku dni nauczyłam ją że człowiek na podwyższeniu nie jest niczym strasznym, podobnie jak człowiek obciążający strzemię, człowiek dyndający itd. Potem przez następne ok. 3 dni wsiadałam na nią, zsiadałam, robiłam z nią różne jeżowe sztuczki, wsiadałam znowu, zsiadałam i tak przez pół godziny. Jak poczułam, że jest całkiem rozluźniona przy moim wsiadaniu, to zaczęło się prowadzanie w ręku ze mną siedzącą w pozycji wyprostowanej.
Jak koń wyglądał na rozluźnionego i przy tym, to po prostu zaczęłam jeździć. Szybko załapała wszystkie pomoce- taki bonusik po ułomnym jeżu. Jak stwierdziłam, że obie czujemy się pewnie w stępie (co nam zajęło kolejne kilka dni), to zaczęłyśmy kłusować. Oczywiście nie było tak, że codziennie tylko wsiadałam- przeplatałam w tygodniu nadal spacerki, lonżę i wsiadanie.
Po miesiącu stępowania i kłusowania już nawet kobył reagował na normalne pomoce typu zewnętrzna wodza, ładne przejścia i tak dalej, więc zagalopowałyśmy. Za pierwszym razem kobyła załapała, że nie chodzi o rozpędzanie się, tylko o wyższy chód.
No a potem po prostu zaczęłam z nią pracować wymagając coraz więcej i tak się bujamy, za tydzień stuknie nam rocznica  😍 .

Jestem przekonana, że mnóstwo osób zrobiłoby tego konia lepiej, szybciej i ogólnie super ale stwierdzam, że mogła trafić gorzej  😁 . Ostatecznie teraz bez specjalnych problemów można z nią dłubać chody boczne, szlifować przejścia i co jeszcze przyjdzie do głowy jeźdźcowi. Jako jej profeszionalny ujeżdżacz i jeździec stwierdzam, że jest bardzo jezdnym, spokojnym, chętnym do pracy koniem  🙂

[quote author=my_karen link=topic=1010.msg131586#msg131586 date=1230485721]
Wiem, że mój mąż kilka lat temu miał duży problem z jedym ogierem kryjącym, karą mieszanka ślązaka i folgluta... taki bajkowy ogr z długaśna grzywa, jakby mieszanka z fryzem.🙂 Nikt nie mógł dać sobie rady, on (podobno robil to juz wcześniej) uznał, że wsiądzie w boksie. Udało się, ale później długi czas tylko on mógł na tym koniu jeździc, nikt inny sie do wariata nie mógł zbliżyć..Sama w boksie na surowego konia bym sie chyba nie odważyła wsiąść.. obojętnie ile osob byłoby do uspokajania/trzymania...
pozdrawiam🙂
[/quote]

Ja mysle, iz problem z przyjeciem obcych jezdzcow mial ten kon z innego powodu, bo wsiadanie w boksie nie powoduje tego rodzaju stresu. Ja zajezdzalam w ten sposob przez 3 lata i nigdy nie bylo problemow - a konie byly rozne. Teraz wsiadamy po raz pierwszy na korytarzu i jeszcze nigdy nic sie nie stalo. 🙂
busch   Mad god's blessing.
28 grudnia 2008 18:08
Anka- ja bym mimo wszystko się bała, że koń zacznie się miotać i mi np. zmiażdży nogę o ściankę boksu albo połamie sobie nogi na twardym
Brzask   kucyk,kucyk...a to kawał s.........
28 grudnia 2008 18:13
Ja przez czarnego przewieszłam się w boksie, przewieszłam się podczas lonzowania, w stoj. zeby poczol ociązenie, mimo to i tak był a nim problem, w stój nie bylo problemów, przy pierwszych krokach reagował paniką, więc kolzanka najpierw chodzila ze mną przewieszoną w pol przez siodlo, dopiero za 3ciem raezm usiadłam normalnie na siodle to tez wywołało panikę i chce ucieczki oprawadzalysmy sie tak znowu 2 dni i pierwsze samodzlne jazdy byly ok, pierwsza step, druga, step-klus, trzecia pojechalam w teren i kon byl idealnie grzeczny, a nastepne 3 jazdy znowu właczala mu sie panika ktorą wiedzialam jak opanowac dopiero na też 3ciej jezdzie, szczegolnie na początku panikował, przy rzeczach ktore wczesniej nie robily na nim zadnego wrazenia jak sam fakt ze ktos na nim siedzi teraz nadal ma takie zrywy ktore umiemy opanować. z tym ze my mamy dodatkowe utrudnienie bo kon jest niemal calkowicie slepy.
my_karen   Connemara SeaHorse
28 grudnia 2008 18:22
[quote author=my_karen link=topic=1010.msg131586#msg131586 date=1230485721]
Wiem, że mój mąż kilka lat temu miał duży problem z jedym ogierem kryjącym, karą mieszanka ślązaka i folgluta... taki bajkowy ogr z długaśna grzywa, jakby mieszanka z fryzem.🙂 Nikt nie mógł dać sobie rady, on (podobno robil to juz wcześniej) uznał, że wsiądzie w boksie. Udało się, ale później długi czas tylko on mógł na tym koniu jeździc, nikt inny sie do wariata nie mógł zbliżyć..Sama w boksie na surowego konia bym sie chyba nie odważyła wsiąść.. obojętnie ile osob byłoby do uspokajania/trzymania...
pozdrawiam🙂


Ja mysle, iz problem z przyjeciem obcych jezdzcow mial ten kon z innego powodu, bo wsiadanie w boksie nie powoduje tego rodzaju stresu. Ja zajezdzalam w ten sposob przez 3 lata i nigdy nie bylo problemow - a konie byly rozne. Teraz wsiadamy po raz pierwszy na korytarzu i jeszcze nigdy nic sie nie stalo. 🙂
[/quote]

Tak tak, oczywiście masz racje, nie miałam na myśli tego, że nikt inny na konia nie mogł wsiąść przez to zajeżdzanie w boksie (wyszedl skrot myslowy bo nie chcialam sie na ten temat rozpisywac..).
Chciałam tylko wspomnieć o takim sposobie zajeżdzania.

Ten koń miał dużego pecha do ludzi, a raczej do pracowników stajni wktórej krył. Jako kryjacy 'wielki i niebezpieczny' ogier był przez pewien czas 'na dziendobry' traktowany jako potwór. Nie ma sie co dziwić, że do ludzi nie pałał sympatia... No ale do tych problemów z jazda przez innych przyczyniło sie hmm"zajeżdzanie" przez 2 "koniarzy", którzy najpierw na batach lonzowali, a pozniej założyli do bryczki i pojechali w pojedynke w pole(ponoć bali sie, bo to "straszny ogier kryjący"...ale znam to tylko z opowiadań). Koń wrócił do stajni z przodem bryczki tylko, śmiertelnie przerażony, cały mokry. Od tego czasu nikt sie już do niego nie dotykał, bo nie dośc, że koń ze strachu naprawde potrafił być niebezpieczny, no i przylgnął do niego przydomek "konia zabójcy".. wiec zostal sobie kryjącym ogierem, do czasu kiedy mój mąż do tej stajni trafił na 2 miesiące. Po miesiącu 'miziania' i chodzenia przy koniu właściciel przyuważył, że koń jednak A. zabić nie chce... i zapytał czy go nie "ujeździ"(dokladnie o to poprosil). Koń dostawał szoku przy jakichkolwiek próbach zakłądania siodła czy ogłowia, ale dla A. sie postarał, gdyż poza oznakami przerażenia nie wykazywał instynktu zabójcy. Nie zmienia to faktu, że normalnie na lonżowniku wsiaść nie dał, straszliwie sie trząsł. Dlatego A. wsiadł w boksie i dlatego tylko on mógł na nim jeździc.
Ile to krzywdy moga narobić nawiedzeni, wszystkowiedzacy, starzy"koniarze"... 😤
Jak pisalam, mam taka sama metode jak Anka  😎  i jakos nihgdy nic sie nie stalo i nie jest to w zaden sposob niebezpieczniejsze od pierwszego wsiadania na placu czy w hali. A wrecz przeciwnie - przy tym sposobie u mnie zaden kon nigdy niczego nie probowal robic czy kombinowac.
[quote="kcj90"]A takie pytanie ile bierzecie za 'zajeżdżanie konia komuś? [/quote]
Jak tak oglądałam oferty wszelakie pt "zajezdzanie młodych koni" to ceny wahały się od 300-600 zł + wyżywienie i wstawienie konia do "zajezdzacza".... Tylko nie wiem jakie były hmm... kryteria. Czy 300 zł miesiecznie, czy za całe zajezdzanie...

[quote="Anka"]Ile to krzywdy moga narobić nawiedzeni, wszystkowiedzacy, starzy"koniarze"...[/quote]
Taaa.... Jeden taki poradził mi od razu wsiadanie na 2,5 latka, bo to przecież najwyższy czas
Anka    😅  Sorry  nie widzialam Twojego wpisu z poprzedniej strony  😎

Wawrek - na poczatku tez mialam obawy, ze moze, ze to czy tamto. Ale w taki sam sposob zajezdzaja tez mlode ogierz w Warendorfie - znajomy stamtad mi pokazal raz co i jak i nigdy inaczej nie bede juz zajezdzac mlodziakow. Pozniej tez jak wychodzily na plac czy do hali koniki nic nie kombinowaly. Raz jeden po 3 tygodniach zaczal jak sil i rownowagi nabral  🤣

My płaciliśmy za miesiąc 1200 zł, łącznie z pensjonatem na czas zajazdki, konik wrócił zrobiony miodzio, super do dalszej pracy i rozwijania tych podstaw 🙂. Był w pewnych, doświadczonych rękach, nie martwiłam się ani chwili o niego, a i konio miał się bardzo dobrze, kiedy go odwiedzałam. Byliśmy bardzo zadowoleni i w przyszłości mamy zamiar oddać w te same ręce kolejne młodziaki.
Przeczytałam cały wątek 😉 i zastanawiam się co jest lepsze... czy praca  na lonzy z 3 - 3,5 latkiem i 4 lata zajezdzanie czy praca na lonzy z 2,5-3 latkiem przewieszanie się itd.. i na padoki do 4 lat..
delta   Truth begins in lies.
28 grudnia 2008 20:55
Olcia_93 to zależy od konia. Widziałam dwa przypadki konia, który zaczął pracę i był odstawiony na łąki. Pierwszy to mój, zajeżdżony przez chłopa mając niespełna 2 lata. Do mnie trafił w wieku 3 lat i dałam mu jeszcze ok 8 miesięcy wolności po za zabawami z ziemi. Wiem, że to był dobry krok - jak go przywiozłam to pod jeźdźcem się trząsł, każdy spadający listek a koń odskakiwał - nie wiem jakie miał przeżycia wierzchem, ale wydaje mi się, ze nie za dobre. Po powrocie do pracy nie było problemu z płoszeniem się, ba kiedy koń skończył 4 lata teren samotny nie był problemem.  Pamiętam jak zmienialiśmy stajnie i jechaliśmy i trochę szłam piechotą koło konia - ja wystraszyłam się saren a koń stał.

Drugi koń po zajeżdżeniu jeździł w tereny po pewnym czasie miał trochę ponad pół roku wolnego i też mu to na zdrowie wyszło.
busch   Mad god's blessing.
28 grudnia 2008 21:12
Olcia_93- z punktu widzenia kostniejącego kośćca niewątpliwie zaczynanie od 4 lat jest zdrowsze dla konia.
my_karen   Connemara SeaHorse
28 grudnia 2008 21:23
Dokładnie, wszystko zależy od sytuacji i konia przede wszystkim. Ze swoimi końmi zwykle zaczynałam prace kiedy skończyły 2 lata, zwiększajac częstotliwość w miare wieku. Z jeźdzcem zaczynały "przewieszki" i krótkie spacerki, np. stępem do lasu, kiedy kończyły 3 lata, a że zazwyczaj miałam kilka innych koni do jazdy, ze swoim sie nie spieszyłam.
Ludziom, którzy daja nam konie do zrobienia, odmawiam zajeżdzania koni poniżej skończonego 2,5 roku. Cale szczęście trafiam albo na debili, którzy chcą mi dać dwulatki (więc są z góry wykluczeni), albo takimi, którzy juz przeczekują ten okres do 3 lat.

Swojego obecnego ogra zajeździłam miesiąc temu w wieku 2 lata 6 miesiecy. Zanim zaczniecie coś pisać proszę doczytać do końca. Sytuacja dla mnie na tyle wyjątkowa, że za kilkanaście dni wyjeżdzam na rok do Irlandii. Ogr jest po tygodniowym zajeżdzaniu i 5 spacerkach do lasu każdy jakieś 0,5h. Pochodzi pod siodłem zanim wyjade jeszcze może ze 2 razy, po czym na reszte roku wyjeżdza na wakacje do zaprzyjaźnionego hodowcy, gdzie nic poza bieganiem po pastwiskach go nie czeka. 
Za rok, jakoś nie widzi mi się specjalnie zajeżdzanie prawie 4 letniego ogra, który 'padokował sie' przez okrągły rok (nie będzie z nim robione nic poza wypuszczaniem na cale dnie na padoki, a jak zrobi sie cieplej bedzie na pastwiskach w stadzie 24 na dobe). Łatwiej będzie zacząć prace z takim koniem, który juz podstawy poznał, niż calkiem surowym.
I to jest jedna z niewielu sytuacji, w których dopuszczam zajeżdzanie koni poniżej 3 lat.
no tak fakt.. to zalezy od sytuacji..  i tu zgodzę się z my_karen że tak zrobi..
Ja póki co mam 1,5 rocznego ogierka i jak narazie to padokuje go i takie tam gry i zabawy w naturala 😉 ale jesli przyjdzie ten wiek zajezdzania to nie mam pojęcia co będzie lepsze..
Livia   ...z innego świata
29 grudnia 2008 08:21
A właściwie konieczna jest ta przerwa paromiesięczna w zajeżdżaniu konia? Co daje? I co by się stało jeśli koń jej nie dostanie?
Ja zaczęłam wsiadac na mojego jak miał 3 lata i 3 miesiące, i wsiadam regularnie parę razy w tygodniu od tego czasu. Oczywiście nie jakieś wyczerpujące jazdy, często tereny z towarzystwem i ujeżdżalnia żeby spuścić parę. Koń "pracuje" już pól roku.
Dać mu wolne od jazd?
delta   Truth begins in lies.
29 grudnia 2008 08:50
Livia nie trzeba, ja dałam Drapowi bo był za wcześnie zajeżdżony i chciałam mu dać trochę straconego dzieciństwa, a że dzięki temu koń stał się lepiej pracujący (wcześniej przy każdej jeździe się stresował)
my_karen   Connemara SeaHorse
29 grudnia 2008 11:12
Livia, z mojego punktu widzenia i w dużym uproszczeniu, ta przerwa ma znaczenie dla ludzi czekającym z zajeżdzaniem do 4 roku życia konia, czyli nie ma znaczenia najmniejszego dla tych zajeżdzających dwulatki... bo dla takich ludzi zwykle koń ma chodzić i już.
Ponieważ praca z rozwiniętym już i silnym czteroletnim zwierzem jest jednak cieższa, uczy sie więc takiego powiedzmy 2,5 -latka jeźdzca i podstaw na szybko, koń poznaje zasady, po czym wraca do 'dzieciństwa' aż osiągnie ten 'prawidłowy' wiek do jazd. Więc, jak dla mnie, takie coś po prostu ułatwia późniejsza prace z nie zawsze chcącym porzucić wolność czterolatkiem😉
Ot, takie mniejsze zło i mniej stresu na przyszłośc🙂 Jak dla mnie nie jest to w ogóle konieczne dla koni zajeżdzanych powyżej 3 roku życia, oczywiście tych, których właściciel jest osobą myśląca, a nie "wszystkowiedzącym konierzem":/
No to i ja coś skrobnę 😁Moja z 2006- zajeżdżona- tu trzeba podkreślic słowo zajeżdżona- nie do końca ujezdżona.
Zajeżdzona została niestety nie przeze mnie-aczkolwiek 80% pracy włożonej w jej zajeżdżenie t moja ciężka krwawica, w lipcu kiedy miała dokładnie 2 lata i 7 miechów- czyli można owiedziec prawie-prawie 3 lata. Jej zajeżdżenie to bylo głównie po 30 min b. lekkiej jazdy z 2-3 foulee galopu- żeby tylko znała pomoce do zagalopowania, kilka spokojnych terenów- dla przyzwyczajenia i to tyle co popracowała. Właściwą pracę zaczynac będzie dokładnie w wakacje kiedy młoda będzie miała 3,5 roku. Praca z "przed" to głównie zabawa, posłuszeństwo na łące[ w poprzedniej stajni były b. małe możliwości czegokolwiek] wdrapywania się na górki, łażenie na lonży itp. Właściwie podsumowując można by powiedziec ze nie została zajeżdżona w wieku tych 2 i iluś tam miesięcy- ale stopniowo od urodzenia- bo od samego początku- szczotki, prowadzenie, kantar, nogi, czaprk na grzbiecie, obejmowanie "w popręgu", potem w wieku 1 roku- pierwsze ogłowie "do potrzymania", 1,5 roku pierwsza lonża- czyli chodzę stępem po okręgu, 2 lata- pierwszy raz siodło na grzbiecie.
I myślę, ze to dobra metoda- ponieważ w momencie gdy dawałam konia jeźdźcowi- jeździec normalnie bez stresu dla konia [ wcześniej  obciążałam ręką delikatnie strzemiona, siedzisko] wsiadł- i pojechał 😎
Co jeśli młody koń w ogóle nie jest wrażliwy na łydkę, a na bat reaguje wierzgnięciem?
Mam problem, pracuje ostatnimi czasy z 4latką, która owszem, ruszy stępem czy kłusem po przyłożeniu łydki ale o jakiejkolwiek zmianie energii albo przejścia do galopu nie ma mowy. Jak ją uwrażiwić?

Nie, to nie jest mój pierwszy młody koń. Z tą jednak różnicą, że z poprzednimi nie miałam takowego problemu (wrecz przeciwnie!).
Dużo terenu za doświadczonym koniem. Nie spieszyć się.
Co prawda... kiedyś jako wolontariusz jeździłam w zakładzie treningowym. Czasy były trudne, trudno było cokolwiek kupić. Zrobiłam sobie bat (nieważne jak, ale był dość długi, elastyczny, dobrze wyważony, dość ciężki etc). I miałam go w ręku może 5 razy bo koledzy ujeżdżacze zaczęli go namiętnie pożyczać 😜. W końcu do mnie nie wrócił.
No ja też małe doświadczenie przy zajeżdżaniu koni mam🙂 Ale już nie raz byłam tak zwanym workiem przypominaczem (a to klacz po wyźrebieniu, a to konik co od roku nie chodził :emoty327🙂. Teraz wsiadam na ponad trzyletnią klacz kuca (jakoś się zaczyna). Najpierw wiadomo ląże, potem ogłowie, pas, siodło, a teraz krótkie 10-15 minutowe przejażdżki na oklep w stępie. Już ładnie skręca (po 2 takich 'sesjach'😉. Wiadomo, że oprucz tego duż pracuję z nią nad zaufaniem, rozciągam nóżki i ogólnie rzecz biorąc bawię się z nią na padoku albo po prostu przy czysczeniu🙂 To się poganiamy, to w cofanie-stój-chodź-cuks pogramy i ogólnie dużo ją dotykam w różnych miejscach, tak żeby się nie bała jakby co. Kuń ma mega duuużo energii na padokach, w stajni, kiedyś na ląży, ale teraz po niemalże roku ćwiczeń, zupełnie inaczej podchodzi do pracy z człowiekiem- wszystko jest raczej kolejną zabawą. I wspaniałe jest to, że bezkreśnie mi ufa. Na początku był problem żeby podała nogę, żeby przyszła z pastwiska, a teraz... Ciągle tylko by chciała być głaskana 😀 I to kocham w jeździectwie- małymi kroczkami do celu, a widać efekty
My płaciliśmy za miesiąc 1200 zł, łącznie z pensjonatem na czas zajazdki, konik wrócił zrobiony miodzio, super do dalszej pracy i rozwijania tych podstaw 🙂. Był w pewnych, doświadczonych rękach, nie martwiłam się ani chwili o niego, a i konio miał się bardzo dobrze, kiedy go odwiedzałam. Byliśmy bardzo zadowoleni i w przyszłości mamy zamiar oddać w te same ręce kolejne młodziaki.


Gdzie oddawaliście konie do zajeżdżania ? Moze być na PW 😉  :kwiatek:
[quote author=Mgła link=topic=1010.msg194903#msg194903 date=1236438327]
Co jeśli młody koń w ogóle nie jest wrażliwy na łydkę, a na bat reaguje wierzgnięciem?
[/quote]
Moja kobyła po zmianie siodła wymyśliła sobie taki patent, ale ona oddawała nawet na łydkę. Mój sposób - na każde jej wierzgnięcie, natychmiastowe i w razie potrzeby mocniejsze działanie tej łydki na którą oddała. Po 2 miesiącach stwierdziła, że nie warto.
A kto z Was chciałby mieć jeszcze jeden "problem" i podjął by się zajeżdżania mojej kobyłki? Czekam na propozycje. 😉 (Okolice Wołomin - Warszawa)
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
09 sierpnia 2009 22:59
Słuchajcie słyszał ktoś z Was o metodzie zajeżdżania koni w wodzie na kantarze sznurkowym? w sensie pierwszy etap przyzwyczajenia jeźdźca na grzbiecie itp. Może ktoś z was jest w stanie podzielic się ciekawą refleksją?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się