Dziwne zachowanie

Whisper_777   .: Born To Be Wild :.
22 maja 2009 09:22
[quote author=zielona_stajnia link=topic=2098.msg258463#msg258463 date=1242976586]
Mieszkałam kiedyś w okolicy, gdzie jest pełno jezior, a pastwisko kończyło się przy rzece. Marzyłam, żeby mój osioł wlazł do wody, a on na kałuże nawet się boczył. Prośbą, groźba, włażeniem przed nim do wody i pokazywaniem, że nie gryzie, nęceniem przysmakami nic nie wskórałam. Zawzięłam się i bardziej prymitywną metodą nauczył się włazić do wody. Rano dostał sianko, bez dostępu do wody. Potem na pastwisko, też bez wody, a było wtedy gorąco. Po kilku godzinach konia na uwiąz i szorowałam nad rzekę. Dopadł się do picia, wlazł po pęciny, a za pięć minut wywijał w wodzie jak dziki. Grzebał nogą, chlapał, ba nawet zanurzał łeb po oczy i wypuszczał powietrze - bardzo spodobały mu się bąbelki. Od tej pory zero problemów z wodą.
[/quote]

No widzisz, moja też na kałuże sie boczy, do rzeki nie wlezie. raz udało mi się ją z zaskoczenia za innym koniem, ale w drodze powrotnej się zaparła i nawet koleś na quadzie jej nie przekonał, ani uciekająca/znikająca za zakrętem reszta końskiej grupy. To było typowe nie, bo nie, nie wlezę, bo nie mam ochoty, możesz złamać na mnie ten bat, a ja mam cię w dupie, oddech normalny, żadnej paniki, tylko NIE! Taki to jest koń, że jak sobie wbije do łba, że czegoś nie zrobi, to będzie tak długo wymyślała, aż nie znajdę magicznego kluczyka. Zamordować to mało! 🤬 Godzina Baby, godzina nad tą rzeczką próśb, gróźb, wzywania wszystkich świętych i skończyło się tym, że wkurzojne pojechałyśmy na mostek - dobrze, że był, bo bym tam chyba do dzisiaj stała!  🤦 Po czym kontakt z właścicielami poprzednimi i co, konik wchodził do wody! No ewidentnie wymyśla cholera jedna!

A może, jak wleze z nią do rzeczki, jakoś przekonam teraz, to z myjką pójdzie już ok?

Czasem mi się wydaje, że ona się asekuruje, na wszelki wypadek nie chcę. Ona cały czas jakby trzymała gardę w górze... takie mam wrażenie, że na wszelkie COŚ, w razie W... Mam nadzieję, że się dogadamy w końcu, bo ja licze dla spokoju do coraz wyższych liczb  😤

Jak to mówią anglosasi You can lead a horse to water, but you can't make it drink, czyli możesz konia przyprowadzić do wody, ale nie zmusisz do jej wypicia - tyle że uzupełnić to można o: chyba, że masz pewność, że koń jest spragniony  😎 Nie stosowałam nigdy metody "na wodę", ale się z nią spotkałam. Metoda "na wodę" bywa stosowana jako sposób na konie, które trudno odłowić z łąki. I w ogóle na poprawę "przywiązania do człowieka". Przez jakiś czas woda = człowiek. Czyli człowiek przynosi koniowi wodę. Albo przychodzi do konia i go do wody prowadzi. W każdym razie ma się stać dla konia dystrybutorem tego najwyższego dobra. I kimś ważnym. Widziałam to w praktyce, działa, ale zasadniczo to wolę mniej ekstremalne sposoby... Ale w sumie jakby chcieć, można myjkę zrobić miejscem pojenia na jakiś czas. Tylko trzeba by się upewnić, że jak konia tam zabierasz, to chce pić. Tak jak zielona_stajnia.

Zaprzestanie mrugania, albo mruganie bardzo rzadkie, to objaw, że koń jest spięty. Że nie jest w trybie "myślę", tylko emocji i reagowania, że się boi, jest niepewny. Mruganie wraca z powrotem do luzu psychicznego i myślenia. Łatwiej zauważyć, co się dzieje z końskimi oczami, niż np. oddechem.

Koleżanka sznurkowa się przyda - już choćby jako świeże oko z zewnątrz. Również na Ciebie. Bo z opisów tego, jak koń się zachowywał u poprzednich właścicieli, a jak zachowuje się teraz, wygląda, że to z relacją między wami jest problem, a z koniem wszystko o.k. A gdzie jest ten kluczyk "do was", to łatwiej na żywo ocenić. Czy to kwestia konkursu "kto bardziej uparty, kto bardziej asertywny", czy za mało luzu na końskie pomysły (czasem to nie ma jak się z sytuacji pośmiać zdrowo), czy co inszego.
Whisper_777   .: Born To Be Wild :.
22 maja 2009 21:07
Teodora, w sumie masz rację, chyba za szybko bym chciała tą myjkę. Wydaje mi się, że się z kobyłą dogaduję, ale no rzeczywiście może mi się wydawać, ostatnio coś za szybko się irytuję i to może na nią też wpływać. Właściciele mieli ją od źrebola, więc ich więź z nią była na pewno większa. Koleżanka mi mówiła, że to może być tak, że jeden krok do przodu, a dwa w tył nagle i staram się wtedy mimo tych kroków w tył dalej postępować jakby nigdy nic. Raz działa to tak, że koń nie widzi zmiany w moim zachowaniu, a tym samym (tak myślę) powodu do zadymy, a innym razem jednak ten powód sobie sama wynajduje.
Do tego jest to koń agresywny w stosunku do innych koni, dla ludzi jest super w obejściu, ale żaden koń nie podejdzie. Aczkolwiek kiedy idziemy przez stajnię, to ona jakby chowa się za mnie, żeby tylko jakiś jej przez przypadek nie dotknął, boi się, w/przy boksie jest ważniara, na padoku też oraz jak siedzę na niej, to wtedy koń zaczepno-obronny.
Długa droga, muszę się uzbroić w cierpliwość, bo inaczej to się tylko pobijemy i nic pozytywnego z tego nie będzie. Jak mi się uda, to nakręcę filmik z tych jej poczynań myjkowych, może to coś wyjaśni... no i koleżanka sznurkowa - dobrze, że jest :-)
Pozdrawiam 🙂
Dorotheah   मेरी प्यारी घोड़ी
18 stycznia 2010 22:52
Odświerzam i to dość nietypowo  🙂.

Napisałam post, do innego wątku o nauce stania konia podczas wsiadania i ugryzłam się w jęzor, zaniechałam, bo tam nie jest potrzebny aż taki opis, a może będzie dla niektórych ciekawostką. Celowo,nie wklejam postu do wątku z zajeżdżaniem ( bo przeciętny młodziak nie sprawia, aż takich kłopotów, przy pierwszym wsiadaniu). , a tu, bo mimo iż post dotyczył klaczy zajeżdżanej, to jednak klaczy nadpsutej. Owa klacz była po pierwszej nieudanej próbie ujeżdżenia, żeby było weselej - nerwusa, elektryczka. Prawdopodobnie przy pierwszej próbie nauczyła się- jak się wywinąć, zastawić, albo kręcić i wiercić, by jeździec nie dał rady wsiąść, lub spasował widząc jej wybryki (nie dawała do siebie dojść w celu wsiadania ani z podwyższenia, ani z ziemi). W dużej mierze podsycone to było jej nadpobudliwością i temperamentem, nieufnością, strachem .
Po gruntownym przygotowaniu jej do drugiego podejścia ( akceptowała przewieszenia, obciążenia strzemienia o ile nie było zrobione ze stopą w strzemieniu oraz mnie, generalnie ufała, akceptowała przywództwo  pomoce, itp).  Zrobiłam z pomocnikiem ( którego też zaakceptowała i się nie obawiała) sesje, gdzie nagradzaliśmy chwilą przerwy każde spokojne stanięcie, przy zbliżeniu się stopy do strzemiona (bo to była pierwsza jej obawa). Robiliśmy to tak długo, aż klacz załapała, że jest nagradzana, za spokoje stanięcie i faktycznie przestała się tego bać. Jak przerobiliśmy stopę w strzemieniu, to przeszliśmy do lekkiego obciążenia strzemienia  (kolejna kwestia obaw). Jak się kręciła to wsiadający upierdliwie chodził  (czasem wręcz podskakiwał za nią przy strzemieniu, tak długo, aż koń załapał znowu, że puki nie stanie spokojnie, tak długo będzie mieć delikatną, acz bardzo upierdliwą niewygodę.  Potem przeszliśmy do jak się okazało najwięcej traumy klaczy-  mometu stanięcia na wyprostowanej nodze i chwili tuż przed przekładaniem drugiej  nogi nad siodłem. Przy pierwszej próbie klacz nam spanikowała -odskoczyła (blisko, bo dodatkowo trzymana przez pomocnika) dzięki  głaskaniu itp. uspokoiła się  ->  wsztedy znowu pogłaskanie, przerwa. Kolejnych próby i samo wsiadanie w siodło z podobnym schematem (ale minimalną ilością powtórzeń, bo to nie fajne dla każdego konia, a przenośnymi schodkami ośrodek nie dysponował, od podwyższeń koń odchodził z jeszcze większymi obawami). Temat mimo iż upłynęło już kilka lat, jest skutecznie przeżuty do dziś i nie ma potrzeby wracania do niego. także samo wsiadanie z podwyższenie stał się tylko formalnością (po tym jak odpadł jej większy powód do strachu - wsiadający człowiek, same schodki , stołki, podwyższenia szybko przestały być dla niej straszne).
Gdyby  klacz wykazywała więcej  paniki, bardzo silnego strachu, podejrzewam, że powyższe wykonywałabym jeszcze bardziej rozkładając na czynniki pierwsze w większą ilość sesji (ilość sesji miałam dostosowana do konia i warunków). A druga sprawa - gdyby klacz  jeszcze nie wierzyła mi, ani w to o co ją proszę, nie miałybyśmy ustalonego jakiegoś tam języka, hierarchii poważnie bym się zastanawiała nad metodą itp. Tak w ogóle to gdzieś coś podobnego/ albo na podobnej zasadzie czytałam  (u Marka Rashida ?) tylko chyba dość mocno to  zmodyfikowałam na nasze potrzeby.
Ot taka ciekawostka  🙂
no i nie ma podręcznikowych schematów, każdy duet jest inny.  😉Osobiście preferuję taką pracę z ziemi wyłącznie jeden na jeden  bez ograniczenia w czasie, że wsiadanie nie jest już dla konia niczym ekscytującym. Tym bardziej podest, krzesło, pieniek czy płot. Działanie w myśl zasady "koń zaufał Tobie zaufaj koniowi" jak mawia nasz rodzimy zaklinacz również i  mnie nigdy nie zawiodło 😉 Znajoma natomiast wykorzystuje z powodzeniem zasadę uczenia się koni przez naśladownictwo i też działa nie wywołujac niepożadanych emocji u konia.
Dorotheah   मेरी प्यारी घोड़ी
19 stycznia 2010 23:42
A no.  😀
Dla konia sam podest krzesło itp to było coś dla zabawy, przeszkoda, zadanie z tym związane itp. Ale podest + stojący na nim człowiek i wszystko na wysokości grzbietu konia powodowało jakieś niefajne wspomnienia.

Osobiście preferuję taką pracę z ziemi wyłącznie jeden na jeden  bez ograniczenia w czasie, że wsiadanie nie jest już dla konia niczym ekscytującym.
Tez to preferuje i do tego starałam się doprowadzić. Pracowałam z nią kilka miesięcy wcześniej,  nie określając kiedy ma nastąpić ujeżdżenie. Mogłam np. ją zatrzymywać z galopu na wolności, zmieniać chody,  kierunki, cofać itp. W pewnym męcie poczułam, że jesteśmy gotowe na kolejną rzecz. Kłopot jest jak koń ma tak silne o czymś wspomnienia, że trzeba jakoś w końcu je przejść i zneutralizować, a samo mizianie konisia słabo go przekonuje, a wręcz wzmaga strach ( na zasadzie: strach narasta przed czymś, co gdyby szybciej nastąpiło okazałoby się całkiem bezpieczne, może nawet miłe).Tu ważne mi się wydaje wspomnieć, że klacz do dziś ma sporą bliznę (pofalowaną skórę) na grzbiecie w poprzek, jakby na wysokości obergutu. Znajoma lek. weterynarii widziała to jako świeżą ranę po powrocie klaczy z pierwszej próby ujeżdżenia. Wg jej obserwacji wyglądało to jakby ślad po popręgu, który mógł się tam znaleźć po przekręceniu siodła... ((- kto wie, może właśnie przy wsiadaniu). Klacz w ogóle początkowo niechętnie dawała dotykać to miejsce,  szczególnie osobom którym nie ufała. Uginała się pod testem masażu (nawet delikatnym -dłonią), oczywiście oglądał ją wet pod tym kontem nim klacz zaczęła być przygotowywana do zajeżdżenia. Po prostu miała wspomnienie bólu. A sprawę komplikowało to, że klacz elektryczna nerwuska i panikara  (dość spory mix: głównie prawopółkulowy ekstrawertyk, częściowo PP introwertyk i kilka  LP cech). Sporo zachodu zajęło tez przekonanie jej do siodła ( by dała takie prawdziwe przyzwolenie) i wyszukiwanie "przyjaznego" dla niej siodła. Przed wsiadaniem kontaktowałam się też ze stajnią która nie dała rady jej ujeździć za pierwszym razem i nie dowiedziałam się dokładnie co tam zaszło (po za tym , że "klacz szalona, rozwalała boksy, drągi i nie da się jej ujeździć "😉.(dodam, że nim się za nią wzięłam ujeździłam trochę koni od zera, trochę jeździłam po pierwszych wsiadaniach, oraz pracowałam z końmi pospolicie nazywanymi wariatami i tylko z nią miałam taki kłopot wsiadaniowy).

A zdanie "koń zaufał Tobie zaufaj koniowi" wydaje mi się wręcz magiczne. Przyznam, że po napatrzeniu się na wybryki klaczy, mam częściowo z tym kłopot  😡 Ale spokojnie mamy czas na poprawę  -chyba muszę sobie je wbić w łepetynę.  🙂

Edycja: dopisuję

Ganasz -możesz napisać o wspomnianej zasadzie uczenia się przez naśladownictwo ? Czy można by to było jakoś wykorzystać w podobnym przypadku ?
Dorotheah no widzisz to wiele wyjaśnia ale ty masz niesamowite doświadczenie i wiesz co robisz -o to Cię podejrzewam 😉 napisałam bo obawiałam się, że jak ktoś przeczyta i zastosuje w realu nie mając wiedzy podstawowej może to sie źle skończyć dla obu stron. Czasem trzeba odczulić przez zanurzenie ale jeżeli nie do końca to problem może powrócić w najmniej oczekiwanym momencie. Dlatego pomocnik jest często przyczyna błędu, bo tak do końca nie wiadomo jaki ma wpływ na pogłębienie traumy-mowa ciała rozklada się na dwie osoby-to która jest przewodnikiem?
Nie wiem czy w tym przypadku metoda przez naśladownictwo dałaby rezultat, bo klacz musiałaby być zaprzyjaźniona z drugim  koniem, którego spokojnie siodłasz przy niej i etapami prosisz ją o pozwolenie na to samo. Ale sama wiesz, że to trzeba próbować w realu. Czy problem z wsiadaniem już za wami? A jak z jazdą na oklep na tej klaczy? Mizianie też jest niedobre, jak mawia nasz rodzimy zaklinacz najważniejsza jest "siła łagodności"  😉
poziomka7   Prawda leży pośrodku
20 stycznia 2010 12:56
Witam  😉
Widzę świetnie podeszłaś do przygotowania jej i także Ci zaufała
Czy zdarzyła się komuś taka dziwna obserwacja/sytuacja: koń aspirujący na szefa stada/szef stada pięknie pracuje pod siodłem... dopóki "podwładni" z padoku się nie gapią? Tryb A: pasą się? nie widzą? - pracujemy! Tryb B: gapią się? nie będę z siebie małpy robił/robiła?
azja   koń pleśniowy
04 czerwca 2010 01:17
Czy zdarzyła się komuś taka dziwna obserwacja/sytuacja: koń aspirujący na szefa stada/szef stada pięknie pracuje pod siodłem... dopóki "podwładni" z padoku się nie gapią? Tryb A: pasą się? nie widzą? - pracujemy! Tryb B: gapią się? nie będę z siebie małpy robił/robiła?


sądzę, że nie ma aż tak głębokich przemyśleń, co do jej wizerunku w oczach pobratymców  🤣.
Jest to raczej kwestia rozkojarzenia. U mnie to się często zdarza szczególnie na początku i końcu jazdy podczas stępowania- po prostu wolałaby być tam gdzie reszta, a nie tyrać na placu  😤
Ale dotyczy to wyłącznie szefów stada? (bo inne się jakoś "nie rozkojarzają"  :emoty327🙂 I nie w czasie stępa, tylko tak raczej - ciąg? lotne?
azja   koń pleśniowy
04 czerwca 2010 01:40
Ale dotyczy to wyłącznie szefów stada? (bo inne się jakoś "nie rozkojarzają"  :emoty327🙂 I nie w czasie stępa, tylko tak raczej - ciąg? lotne?


a w stępie nie gapi się czy jej trawska całego nie wyżarły ??
No to nie mam pomysła na Twoją sytuację - moja jest najstarsza i z tej racji "szefuje" całej bandzie i może w chwili rozluźnienia próbuje zerknąć co się tam "wyrabia" pod jej nieobecność. Natomiast podczas pracy jest skupiona na maxa (przeważnie  👿 )
Ale skoro znasz powody i miejsca w których się to dzieje, spróbuj skupić jej uwagę na sobie na chwilę przed wjechaniem w pole widzenia stada. To powinno pomóc. Jeśli będzie myślała o Twoich poleceniach to nie będzie myślała o koleżankach  😜 i jak to mówi moja trenerka - wymagaj, wymagaj, wymagaj  🤣
azja, nie szukam rady  😎. Pytam - czy komuś coś podobnego się zdarzyło. Teraz akurat jest to ON i chodzi o "kolegów"(i o ustępowanie - bo na resztę za młody). I zaręczam - gdyby nie miał na mnie skupionej uwagi, to raczej by w towarzystwie klaczy bezproblemowo nie chodził. Ale klacze nie są "jego" stadem.
Co prawda wałachy tylko częściowo, ale zapędy przywódcze ma. A kiedyś z kolei rzecz dotyczyła klaczy - szefowej. A kiedyś - starszego ogiera, próbującego szefować całej stajni. I nie - nie chodzi o trawę - niepokoiłyby się wówczas, gdyby kumple żarli? nie?
A próbują odmawiać współpracy - gdy kumple podnoszą głowy  😀
To taka obserwacja w ramach ciekawostki. Nie musi być prawdziwa. Chcę ocenić "prawdopodobieństwo" prawdziwości.
Jeśli nikomu nic takiego się nie wydawało - to może to pretekst jakich wiele.
Ale np. Ty piszesz, że Twoja"szefowa" czasem kontroluje co się "tam" dzieje. To już coś - jakaś informacja.
Ja mam konia szefa. Padok do jazdy położony i obrośnięty drzewkami jest tak, że stado widzi, jak te przyczłapią z łąki do wanny z wodą. Gdy są na łące czasem czuje, że koń ma nieodpartą potrzebę zatrzymania się (spina się bardzo) więc mu pozwalam. On sobie zarży, one mu odpowiedzą, po czym koń robi "dobra, i po kontroli" i jest mój z powrotem. Jak je zobaczy przy wannnie to okiem rzuca kontrolnie, albo i nie reaguje, chyba nie ma reguły. Ale jak one wszystkie stoją wgapione,  zpostawionymi uszkami, proste, to on od razu tez ma takie "co się dzieje? na co patrzą?".
zuza   mój nałóg
04 czerwca 2010 07:32
U nas jest w stadzie 7 koni.
Wałach przewodnik i klacz "dominująca" podczas jazdy nie zwracają wogole uwagi na to co dzieje się na pastwisku.(Najbliższe znajduje się ok 30-40 m od ujeżdżani).Są skupione na jeździe.
Za to mamy kuckę "intrygantkę".Gdy doszedł nowy koń do stadka to na początku wiadomo był goniony przez przewodników.Po jakimś czasie przyzwyczaili się,nie dają mu jeszcze podejść do samej grupy ale nie gonią,żeby gonić.A ona zawsze,wystarczy,że pojawi sie na horyzoncie  😉 .Gdy któraś z kalaczy grzeje się,łazi po pastwisku za wałaszkiem-Ferma,cały czas pilnuje aby nie zbliżyły się do siebie, itp
I to właśnie ona podczas jazdy "wkurza" się.Gdy każdy koń skubie sobie grzecznie trawkę,nie ma problemy ale gdy tylko zobaczy,że coś się dzieję-jakieś konie "nie po jej myśli" zbliżą się do siebie,to od razu złość i nic z pracy z nią.
Myślę,że to inna sytuacja,bo nie chodzi o "popisywanie sie" ale też przeszkadza na jeździe.I tak mi się skojarzyło.
Jeżeli koń uznaje jeźdźca za niekwestionowanego przywódcę, to nigdy nie będzie się rozpraszał. Jeżeli jest jakieś ale wykorzysta każdy cień dekoncentracji jeźdźca, a konie szybko myślą. Trzeba pamiętać, że dla każdego konia stado to podstawa jego bytu i tego nic nie zmieni, spędza w nim w błogim nieróbstwie więcej czasu( nawet w stajni jak nie wychodzi na pastwisko) niż z jeźdźcem na grzbiecie 23h/1h. Jak to zmienić?
halo  nie szukam rady   😉
Witam, i Ja niestety muszę się podłączyć do tego tematu. - mam nadzieję, że wybrałam dobry.
Od jakiegoś czasu jeżdżę fajnego - charakternego ośmiolatka.
Koń zrobiony ujeżdżeniowo fajnie - albo jest taki zdolny, bo od kilku lat to tylko tereny.
Natomiast problem pojawia się przy ,,skokach`` - na początek chodzi tylko o drągi na wysokości 30 cm.
,,Mój`` kochany kasztanek zdecydowanie nie chce. Co dziwne przez 3 drążki na kłus- położone przechodzi, ma przejść przez tego wyższego ewidentnie stop, i nie jest dla niego ważne czy pod siodłem, czy na lonży.
Jak koń tylko wyczai, że na jeździe są (ekhem !) skoki, to automatycznie jest stop i autentycznie koń stoi w miejscu , na łydkę reaguje cofaniem + prymitywnymi ciągami, no nic go nie ruszy. Na bata jest jeszcze gorzej.
Zdarza się, że wpędzony w tego drąga , przejdzie przez niego może raz na 5 razy - a przecież nie o wpędzanie tu chodzi, szukałam winy w sobie, sprawdzałam najazdy, stan jego nóg, ale ewidentnie widać, że to jego fochy są, i co kochani począć z takim delegatem?
Od dłuższego czasu przygladam sie zachowaniu mojego konia. Otóż za każdym razem kiedy wchodzę do boksu lub wchodzi inna osoba koń zadziera łeb do góry i kuli uszy. Nieraz prawie sie przestraszyłam.
Kiedy w boksie ktoś chce założyć mu kantar, jest problem, bo siłowe próby np. z wyskoku kończą się nieprzyjemnie, bo koń natychmiast odwraca sie w stronę opiekuna zadem. Żeby założyć na spokojnie trzeba póść po krzesło 😎
A z innych metod: trzeba mieć ze sobą smakołyk i natychmist ubrać gada w ten kantar.
Zaczyna mnie to pomału wkurzać  😤
Co ma robić ... 🤔


Dzis jak to czytam, to smiać mi się chce. Niemal zapomniałam, że tak było  😀
Koniowi po czasie samo przeszło, sama juz nie wiem kiedy. Po prostu przeszło i teraz całkiem miło nas wita, kopie po drzwiach domagając się cuksa  😁 , a jak wejdę do boksu, to sprawdza kieszenie  😎
anetakajper   Dolata i spółka
04 czerwca 2010 09:48
zapalkowaa czy wypuszczasz tego nieśmiałego 8l na padoki itd? jeśli tak to jak możesz to po ustawiaj mu jakieś drągi na placu. Niech się tylko na nie patrzy, albo nawet sam niech z nimi robi co  chce.
Ja też jeżdziłam na koniach które nawet przez drążek nie chciały przechodzić, ale na szczęście już nie jeżdże.
Mam swoją stajnię i teraz żaden koń czy to młody dopiero zajeżdżony czy stary do treningu nie miał problemu z drążkami, skokami. Na początku byłam zdziwiona że one tak same i chętne itd.
Ale one wszystkie mają kontakt z przeszkodami, drążkami,kłodami.
Więc może tak spróbuj. 
Od 2 tygodni ma zostawiane drążki itd na padoku , że się tak wyrażę - nie rusza go to 🙁
zapałkoważe to jego fochy są no żartujesz sobie 🙄

na łydkę reaguje cofaniem + prymitywnymi ciągami, no nic go nie ruszy.
Na bata jest jeszcze gorzej.
Zdarza się, że wpędzony w tego ...

nooo ja na jego miejscu to bym się po prostu pozbyła takiego jeźdźca i trenera, chyba jest za grzeczny ale wszystko przed wami 😉

Jeżeli koń uznaje jeźdźca za niekwestionowanego przywódcę, to nigdy nie będzie się rozpraszał.

Z tego wynika, że żaden koń nigdy nie uznaje żadnego człowieka za niekwestionowanego przywódcę. I to chyba prawda - bo każdy koń co jakiś czas (nawet kilka lat? przeciętnie - 3 miesiące) próbuje kwestionować. Czasem to trwa mgnienie oka - ale występuje.
Konie w ogóle dużo "kwestionują" - także przywództwo stada. Tak, najwyraźniej,  mają jako gatunek.
Kwestia tylko "natężenia" i subtelności (lub nie) - tych prób.

Nie ma czegoś takiego jak koń, który "nigdy nie będzie się rozpraszał". Pytanie tylko - przy jakim bodźcu pozostanie jeszcze skupiony.

Potrafisz może odróżnić problem od obserwacji? Problemy miałam, i to dość duże. Gdyby coś takiego miało być problemem, to...  💃... ale to raczej w erze.
moja to jeden wielki nerw. ale już stabilizuje się sytuacja. było tak że przez 0,5 g. próbowałam ją na uwiąz łapać, bez ganianki i szarpanki, spokojnie, ale dałam rad  🤣
halo słuszne spostrzeżenie, konie często sprawdzają jak to w stadzie czy przywódca nadaje się jeszcze na przywódcę. Bycie przywódcą nikomu nie jest dane raz na zawsze. Dowcip polega na tym żeby nie dać sie wykołować 😀iabeł:
halo nie pytałas o rady więc w czym problem, odp była dla zapałkowej 😉
ganasz , nie bardzo wiem, jak rozumieć Twojego posta, to nie jest tak, że Ja tego konia napierniczam, czy znęcam się nad nim w postaci bicia batem😉 także prosiłabym - bez ironii.

Wypycham go dosiadem, używam łydki, i w ostateczności używam bata, ale nie znęcam się nad nim😉

Nigdy nie znęcałam się nad końmi, i nie sądzę abym miała to czynić🙂.
zapalkowa ja ci przecież nic nie zarzucam cytuje tylko fragmenty twoich wypowiedzi, nikogo nie nauczy rozwiązywania takich problemów wirtualnie, bo powodów  może być ogromna ilość -może np. za duża presja ? Najważniejszy jest trener, który widzi z boku co jest tak naprawdę przyczyną problemu.  Na każdego konia znajdzie się sposób dla mnie osobiście najlepszy to siła łagodności 😉
Tak więc cieszę się, że się wyjaśniło :kwiatek:

Zdaję sobie sprawę z tego, że dla konia taka praca na maneżu, gdzie on nie może ponosić, odskakiwać itd, to szok , po tym jak przez kilka lat jeździł tylko w ,,spokojne`` tereny🙂

Wszystko robimy spokojnie, bez pośpiechu. Jednak zastanawia mnie takie zachowanie.
Spróbuję z nim stopniowo ponownie na drągach położonych na ziemi, potem z cavaletkami, może z czasem dojdziemy do krzyżaczków itd 🙂


Tymczasem wyjeżdżam, pozdrawiam cieplutko 😉
może niech was na początku zadowoli  przejście przez jeden cavalet 😉 a może na początek położyć go gdzieś w terenie? tak niby nic 😀iabeł: powodzenia
Co dziwne, w terenie koń skacze przez wszystko😉.

Pojedyncza cavaletka już stała, przechodził.
Zapalkowa- a reaguje na komendy ustne? np na lonży? 4 młode konie z którymi pracowałam dużo na lonży w tym roku (od podstaw) maja tak zakodowane komendy słowne , ze kiedy wsiadłam komenda ustna typu "galop" czy "dalej"elektryzująco na nie. Na podstawie tych komend ustnych zaczęły reagować na pomoce, coś na zasadzie reakcji warunkowej. To samo w drugą stronę (komenda- stępem).
Próbowałaś z konim ręku pokonywać przeszkodę?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się