naturalna pielęgnacja kopyt

Myślę, że aluminium ma zdecydowanie zbyt słabe działanie przeciwbakteryjne, by nadawał się choć trochę do naszych kopyt.  😉 Poza tym..izoluje ranę od otoczenia. Jak zaizolujesz bakterie beztlenowe to tylko im dobrze zrobisz.  😉
a jakby dobrze wyczyścić, polać wodą utlenioną wysuszyć i dopiero "zaaluminiować"?
Jeśli już bym decydowała się aluminiować to raczej zdrową odkażoną strzałkę, tyle, że to też się zdrapie.
Oj tajna..nie kombinujmy, bo zaraz ktoś przyjdzie i nas opierdzieli że znów wymyślamy.  😉
Tyle związków do ratowania strzałek już mamy, że chyba nie ma co wymyślać nowych.  W boksie trzeba mieć sucho- to podstawa zapobiegania.  😉 Zamiast kombinować jak koń pod górę, pojedźmy i sprzątnijmy se boksy po swojemu, a nie po pensjonatowemu  😉
dea   primum non nocere
22 stycznia 2010 11:32
Lepiej nie aluminiować... niestety ja też często "dosprzątywuję" w pensjonacie naszym. Tyle dobrze, że konie wychodzą. Jakby w taką pogodę jak teraz (mróz, słońce, śnieg) miały stać, to by mnie cholera wzięła... i na pewno rozważałabym inny pensjonat 😉

Jeszcze jeden środek mi się przypomniał z reklamowanych na liście: "cukierdyna" (sugardine) - czyli povidone iodine (wodna jodyna, nie spirytusowa!) na bazie cukru, z tego masa i napychać w rowki. Jak wiadomo, cukier w wysokim stężeniu konserwuje. Także - jeśli ktoś chce - możecie spróbować zrobić marmoladę strzałkową 😉
Dea u nas rowki są zrośnięte, tylko sama strzałka jest jakby rozmoczona i przygniła, maści nie ma sensu smarować na taką powierzchnię  🙄 wolałabym jakiś preparat wysuszający coby gorzej nie było. Koń niby puszczany ale nie dłużej jak godzina dziennie, czasem nawet wcale. Jak się ociepli to całe dnie będzie na dworze, na razie lipa  😵
dea   primum non nocere
22 stycznia 2010 12:05
No i właśnie tego nie rozumiem. W upał dwadzieścia parę stopni, patelnia i otwarte słońce, miraże prawie nad pastwiskami/wybiegami powstają - konie się smażą (nierzadko bez wody do picia). Ale wtedy, kiedy naprawdę im dobrze, na śniegu, przy -10, -15 albo i -25!! zamknijmy je w ciepłej stajni.  😵

tajnaa - na takie coś jak opisujesz, alusprayem sobie tylko narobisz kłopotów. To już lepiej chyba wodą utlenioną w żelu, względnie jeśli Ci się "chce" - zaimprowizować jakieś butki z antygrzybicznym pudrem do stóp. Więcej bym "na wszelki wypadek" nie kombinowała. Wyciągaj zwierzę z tego miejsca najczęściej jak się da, niech się rusza po czystym...

...a sugardine nie tyle do rowka centralnego, co właśnie jako zapychające zabezpieczenie rowków przystrzałkowych (tych bocznych) - to jej chyba nie zarosło?? :P
Haha nie, rowki przystrzałkowe nie zarosły  🤣 chociaż kto wie co przyszłośc pokaże, te kopyta mnie zadziwiają coraz bardziej  🤣
[sup]Jeszcze jeden środek mi się przypomniał z reklamowanych na liście: "cukierdyna" (sugardine) - czyli povidone iodine (wodna jodyna, nie spirytusowa!)[/sup]

dea - pisałam o povidone jodine na poprzedniej stronie. Choc nie wiedziałam, że to na bazie cukru 🙂
A słyszałyście coś o traktowaniu strzałek denaturatem?
dea   primum non nocere
22 stycznia 2010 14:21
Nie, branka, to nie jest na bazie cukru - widziałam, że pisałaś o samym powidonie i wtedy mi się przypomniało, że z tego i z cukru robi się ten specyfik 🙂

Czyli jak chcesz mieć cukierdynę 😉 to bierzesz cukier i nakraplasz povidone iodine tyle, żeby się nie rozpłynęło, tylko żeby była masa. Sama nie testowałam - to z listy przepis. Niektórzy raportowali, że bardzo skuteczne. Nie wiem na ile się sprawdzi w bardzo mokrym boksie, ale w takim-sobie mogłoby zadziałać. Na bardzo mokry to chyba tylko worki szczelne na kopyto, zasypane pudrem do stóp  😲 ściągane tak często jak się da.

trusia - toć to po prostu alkohol, samym alkoholem bym nie lała... Chyba że na spryskanie jakos nie za często, to pewnie nie zaszkodzi (powierzchowna dezynfekcja). Na pewno nie do moczenia (jak nazwa wskazuje - denaturuje, czyli rozwala białka, więc powstanie pożywka dla mikrobów).
W każdym razie używam do noży 😉
No właśnie, też się zdziwiłam. Denaturat wymieszany z dziegciem i tym smaruje się strzałkę. Regularnie, jako elemnt prawie codziennej, o ile nie codziennej pielegnacji. Taki przepis ktoś stosuje.

Ja do noży uzywam wodę utlenioną.     
dea   primum non nocere
22 stycznia 2010 14:34
trusia - ten ktoś z "naturalnych"? Jeśli nie to, cóż, mnie to nie dziwi. Do "tradycyjnego" podejścia pasuje nawet lekkie opalanie palnikiem acetylenowym, byle wysuszyć 😉 Nikt jakoś nie dostrzega, że to tkanka bardziej podobna do stwardniałej pięty, niż do paznokcia. A nawet paznokci nikt sobie chyba codziennie dziegciem/alkoholem nie smaruje?

A swoją drogą "naturalni" o palniku też wspominali, aż czytałam kilka razy, żeby się upewnić, że dobrze rozumiem - podobno palnik zmiękcza martwą podeszwę (potraktowana palnikiem się łatwiej wykrusza). No, metoda dyskusyjna, ja bym nie stosowała - skoro można bez tego sobie poradzić, to nie potrzebuję  😎

H[sub]2[/sub]O[sub]2[/sub] nie za słaba do dezynfekcji sprzętu?
[sub]2[/sub]O[sub]2[/sub] nie za słaba do dezynfekcji sprzętu?


Nie wiem, Zuzanna pisała, że oni uzywają, to ja też. Zresztą przyznam Ci się, że w ogóle bym na to nie wpadła, gdybyś gdzieś o tym nie wspomniała.
Ja bym dezynfekowała spirytusem, jeśli już. Myślę, że woda utleniona jest zbyt cienka. W szpitalu jeśli już mamy coś czymś przetrzeć, to przeciera się spirytusem a nie wodą utlenioną.  😉
Rozważano tu kiedyś, czym aplikować maść do rowka centralnego. Najlepsze są "narządka" dentystyczne, a w barku laku polecam wrętaki płaskie (śrubokręty) elektroniczne  🙂. Są dłuuugie, cienkie i jeszcze można wygiąć pod wybranym kątem  😀
tajnaa Spirytus 90%+ nie nadaje się do dezynfekcji - bakterie "otorbiają" się, tworzą "pancerz" za zniszczonych białek? Spirytus musi mieć stężenie ok 70%.
halo dzięki 🙂 czyli po zrobieniu mojej nalewki propolisowej muszę ją jeszcze rozrzedzić z wodą?
tajnaa- jeśli zrobiłaś nalewkę na samym spirytusie to raczej tak. W niektórych przepisach zaleca się dodać w jednej części wodę(350ml/150ml). Wtedy stężenie będzie chyba akurat.
dempsey   fiat voluntas Tua
22 stycznia 2010 23:14
spędziłam godzinę wpatrując się w zdjęcia kopyt z kolejnych sesji (a mam już 5 albumów..) i porównując je ze sobą.
i doszłam  😅 - skąd są asymetrie które mnie niepokoją.
z mojej praworęczności!! teraz to widzę. niech będzie błogosławiona technika zdjęc cyfrowych

uff gdy to odkryłam, to mi ulżyło - wiem juz co źle robiłam i zaraz to będę prostować.
(ale jednocześnie czym prędzej umawiam konsultanta. na szczęście mam namiary na kogoś nieco tańszego 😉 )


i jeszcze scenki ze stajni:
-co ty tak tam skrobiesz i skrobiesz co trzy dni? kopyta się robi co 6-8 tygodni a ty wymyślasz..

i druga
- co ty robisz do licha?
-dokumentację..
- i co, do albumu potem?  🤔wirek:
- no tak.. w sumie już nie pierwszego.
- czyli zbok  🤔wirek: 🤔wirek:
😉
Nie przejmój się Dempsey - ja kiedyś usłyszałam, że zapewne dlatego robię sama kopyta - ponieważ żal mi na kowala wydać 50zł  🤔

Zdjęcia także robię, bo często dopiero na nich widzę szczegóły, które wcześniej uszły mojej uwadze  😉

Pozatym już jakiś czas temu przeszła mi chęć tłumaczenia wszystkim co i jak ... wystarcza mi widok zdrowych kopyt mojego konia  😎
Mam takie pytanie/refleksję? Otóż dziś wreszcie doczekałam się wizyty kowala  💃 Tzn. - koń się doczekał  😀 (ale ja czekałam chyba bardziej). Wg mnie ten kowal ma tylko jedną wadę (no, może dwie: kłopoty z terminem przybycia i pewnie ceny za niektóre usługi). I - ledwie śmiałam się odezwać (choć prywatnie znamy się i lubimy). Totalnie onieśmieliła mnie jego wiedza, doświadczenie, spostrzegawczość, sprawność  🙇  🙇  🙇.
No i z tego wynika pytanie. Bo nie wyobrażam sobie, żeby w jakikolwiek sposób dało się "dogonić" wiedzę dobrego profesjonalisty. Który robi nawet kilkanaście koni dziennie! W sumie daje to tysiące! rozczyszczanych lub kutych koni. Pytanie: jaka jest i czy jest szansa, żeby choćby zyskać praktyczną orientację w temacie? Co zrobić, skoro nie da się zastąpić praktycznego doświadczenia?
Chyba niejasno piszę  😡 jestem bardzo wdzięczna temu wątkowi, że zwraca uwagę na kopyta, szerzy wiedzę o budowie, zdrowiu, pielęgnacji. I do dzisiaj nawet myślałam, że przy wsparciu zaprzyjaźnionych fachowców może dam radę samodzielnie "prowadzić" kopyta mojego zwierza pomiędzy wizytami fachowca - w każdym razie rozważałam to. A dziś mówię: a w życiu! Bo g* wiem i nie mam szans tej wiedzy zdobyć. Nie "dogonię", żeby nie wiem co. No to: po jaką cho**rę? Skoro jest specjalista, skoro można się porozumiewać (z pokorą z mojej strony).

Naprawdę śledziłam ten wątek, wydawało mi się, że rozumiem Wasze motywacje, powody. Ale dziś - przestałam rozumieć. Jak wyobrażacie sobie rozwiązanie problemu niedostatku wiedzy? Sory, ale żadne fora, książki i żadne case studies na to nie pomogą. To najwyżej! setki przypadków. Dosyć wirtualnych.
OK. Jestem w stanie zrozumieć, jeżeli poruszyło się niebo i ziemię i żaden fachowiec nie pomógł koniowi. No bo lepsze jest cokolwiek (dające szansę) niż nic. Ale w innym wypadku?
Wyjaśnijcie mi jeszcze raz - skąd pomysł, że samemu zrobi się lepiej niż dobry fachowiec?
Halo - odpowiedź jest bardzo prozaiczna: ponieważ nie każdy miał to szczęście trafić na fachowca...
Jeżeli jeden, drugi i kolejny kowal powiela błędy swojego poprzednika, nie widzi najprostszych rzeczy - to czasem lepiej wziąć sprawy w swoje ręce. Widziałam i doświadczyłam pracy wielu kowali, niektórzy uchodzili za prawdziwe autorytety (ba, zajmują się szkoleniem innych) - niestety ich praca pozostawiała wiele do życzenia (przez lata utrwalali wady, popełniali ewidentne błędy).
Wydaje mi się, że do tego wątku zaglądają głównie ludzie, którzy kilka razy sparzyli się na swoim kowalu, albo ich koń został skreślony przez weta/kowala i szukają ratunku.
W Polsce by wykonywać zawód kowala nie potrzeba żadnych uprawnień, większość podkuwaczy to samouki, mało który poszerza swoją wiedzę na kursach, mało który zna anatomię kopyta, mechanizmy i procesy w nim zachodzące ... nie twierdzę, że po weekendowym kursie - uczestnicy pozjadali wszystkie rozumy, stali się specjalistami - nie, ale na pewno stali się czujniejsi, nauczyli się patrzeć i zauważać pewne nieprawidłowości - jedni lepiej inni gorzej. Inna sprawa, że kursy uczą jak obchodzić się ze zdrowymi kopytami (cała reszta odbywa się na ryzyko właściciela konia, ale wzywając kowala także podejmujemy ryzyko - nietrafienia na osobę kompetentną), metoda naturalna - stosowana na zdrowym kopycie, wg zaleceń, nie pozwala wyrządzić krzywdy - jest bezpieczna.
Na koniec, bardzo często zapominamy, że każdy kiedyś musi zacząć - każdy kowal na początku był amatorem, popełniał błędy ... dopiero lata praktyki zweryfikowały jego wiedzę (albo i nie :icon_rolleyes🙂.

edit
rozwinięcie tematu kursów
Well, przyznaję, że w PL jest może trzech/czterech kowali, którym spokojnie powierzyłabym konia  😡
I znam paru sławnych, gdzie tylko powiem "ale w życiuuuu". Przecież nie przypadkiem koń długo czekał (choć ze trzech chętnych pod telefonem)
OK - każdy kiedyś zaczynał, ale żeby stać się fachowcem, to trzeba zaiwaniać, a nie przyjrzeć się czterem kopytkom raz na trzy dni  🤦 (bez urazy - chcę zaakcentować różnicę). Tego nie idzie przeskoczyć  😕
No i... szczerze wątpię w istnienie czegoś takiego jak "zdrowe kopyto", chyba, że pojęcie zdrowe ograniczymy do "samoregulujące się". Bo przy kopytach zawsze! ale to zawsze! jest masa roboty.
Halo- odpowiem za siebie.
- nie wszyscy mają możliwość systematycznego ( co 4-6 tyg) robienia kopyt u najlepszych kowali. I nie chodzi tu o forsę, ale o dostępność kowala. I najlepsi potrafią być niesłowni. Znam problemy z wielokrotnym dopraszaniem się, by kowal przyjechał.
- nie mając podstawowej wiedzy nie jesteśmy w stanie ocenić który kowal tak naprawdę jest naprawdę dobry ( sama mówisz, że czasami znane nazwisko nie idzie w parze z profesjonalizmem)
- jeśli mam konia z w miarę poprawnymi kopytami na cóż mi olbrzymie doświadczenie dotyczące innych "przypadków"? Po co mi wiedza odnośnie korekty kopyt krzywych, poochwatowych, koni z przykurczami ścięgien itd itp? Kowal jest wszechstronny, bo musi, a ja mam być odpowiednio dobra dla kopyt MOJEGO konia. I starczy. Jeśli ma się zdolność obserwacji i pokorę i chęć poszerzenia wiedzy łatwo zauważyć kiedy zaczyna się dziać coś niepokojącego i kiedy trzeba zawołać kogoś mądrzejszego, (lub szukać rady na forum  😉)

Bo ja nie jestem żadnym zapyziałym fanatykiem. Jeśli się okaże, że coś z kopytami dzieje się nie tak, poproszę doświadczonego kowala, by mi pomógł. Broń Boże nie odcinam się raz na zawsze od kowali "klasycznych". Ale jeśli przyjeżdża doświadczony kowal klasyczny, który zadowala prawie całe moje miasto i okolice i mówi, że kopyta mojego konia są bardzo ładne, to po co mam go wołać do piłowania co miesiąc, skoro sama nadal mogę to zrobić? Rok to już chyba odpowiedni czas by ocenić pracę, prawda?

Co mi to daje? ( oprócz straty czasu i wzrostu oszczędności) Ano to, że koń ma takie kopyta cały rok, a nie tylko 1-2 tygodnie po wizycie kowala.

Ja zaczęłam nieśmiało, tylko tak na próbę. Bez żadnych wielkich górnolotnych planów na przyszłość. Gdy się okazało, że radzę sobie i że kowal chwali moją robotę, to jaki sens wracać do gorszego układu? Gdy trzeba błagać kowala co miesiąc o wizytę? Mój koń ma najładniejsze kopyta w stajni, choć kiedy się za niego brałam nie był w czołówce.

To, że trafiłam na voltę ( która poszerza mą wiedzę w wielu aspektach) bardzo mnie cieszy. Ale NIC nie dorówna temu, że trafiłam na TEN wątek i że zaczęłam sama dbać o kopyta mojego konia.

Ja osobiście tak to widzę.
A poza tym....dziewczyny robią cudze konie. Uczą się. Kowale TEŻ się uczyli. Nie da się przeskoczyć tego okresu. Jeśli ktoś wciągnie się w kopyta, to uczy się z rozkoszą a nie z przymusu. I efekty takiej nauki są szybkie. Doświadczenie się zdobywa. Jak w każdym zawodzie. I nic w tym złego. Kowal też zdobywał na żywych koniach. Ja nie widzę różnicy.

Po co zastępować kowala? Bo ktoś chce. Bo lubi. Bo widzi w tym sens.  😀 Nie doścignie się zawodowego kowala w ilości zrobionych kopyt. Ok !! Ale metoda nie jest urazowa i nie skrzywdzi konia.

to se pogadałam ( i na temat i nie)
dempsey   fiat voluntas Tua
23 stycznia 2010 09:08
dla mnie to chyba nie jest metoda docelowa - zeby robic samemu.
raczej widze to tak: samemu na biezaco robic male zmiany, a co jakis czas umawiac sie z kowalem. dobrym kowalem. moze te spotkania beda w rytmie tradycyjnym co 6 tygodni a moze innym.

na pewno po lekturze tego watku i wnikaniu w temat przez 3mce nie chce, zeby moj kon:
-byl rozczyszczany przez pozornie dobrego kowala (np. robi od dawna mnostwo koni itp. a jednoczesnie nie widzi potrzeby rozmawiac o tym co i jak, dziala schematycznie)
- byl rozczyszczany tak ingerencyjnie jak do tej pory
- byl rozczyszczany co 6 tygodni, a co sie dzieje pomiedzy to juz nie moja sprawa.

jak tylko znajde odpowiedniego fachowca, to moj plan bedzie wykonany
No właśnie skąd brać tych fachowców? 4 dobrych kowali na cała Polskę to trochę mało.U mnie robi kowal , który obsługuje połowę śląska , jest po fachowych kursach, ratuje konie z ochwatem . Na pewno wie dużo o kopytach, ale czy jest na prawdę fachowcem w tej dziedzinie? Nawet nie patrzy jak koń się rusza ani przed robotą , ani po.Jeszcze na dodatek nie dotrzymuje terminów nawet z 3 tygodniowym poślizgiem. Wyboru jednak nie mam, bo inni są jeszcze gorsi. Teraz zaczęłam robić sama, nie ma różnicy a nawet jest lepiej bo nie wyłamują sie koniowi kopyta, może nawet galopować po kamieniach i nie sprawia mu to już bólu.Nie byłam na żadnym kursie (chociaż chętnie bym pojechała), ale ten wątek i dziewczyny , które tu dzielą się wiedzą otworzyły mi oczy. Kowal "fachowiec z papierami" ogląda mi konie raz na 4 miesiące i nie ma zastrzeżeń.
Jak pracowałam za granicą, to tam też właścicielka robiła sama z kopytami. Raz na pół roku przyjeżdżała prawdziwa Pani kowal i miała ze sobą kartoteki wszystkich kopyt koni. Robiła pomiary i zapisywała, ewentualnie coś tam poprawiła i doradzała jak dalej postępować. Sprawdzała konie we wszystkich chodach.W tedy tez mi sie to wydawało dziwne  i może nawet głupie, ale teraz wiem że tak powinno to wyglądać.
dempsey   fiat voluntas Tua
23 stycznia 2010 09:23
Jak pracowałam za granicą, to tam też właścicielka robiła sama z kopytami. Raz na pół roku przyjeżdżała prawdziwa Pani kowal i miała ze sobą kartoteki wszystkich kopyt koni. Robiła pomiary i zapisywała, ewentualnie coś tam poprawiła i doradzała jak dalej postępować. Sprawdzała konie we wszystkich chodach

taki system bylby mi najblizszy
tylko czesciej niz raz na pol roku
Halo - ale większość z nas zajmuje się kopytami tylko swojego konia i każdy z nas ma możliwość (w każdej chwili) skonsultowania kopyt i swojej "roboty" z instruktorem (który jednak ma duże doświadczenie i zajmuje się także kopytami poważnie zdeformowanymi) - więc w tej materii nie widzę problemu. Pozatym znam swojego konia i widzę kiedy coś mu sprawia dyskomfort a kiedy coś pasuje (np. koń wiecznie potykający się - nagle przestał).
A co do praktyki, jeżeli na rynku pojawia się nowy kowal, to nie jesteśmy w stanie ocenić obiektywnie jego doświadczenia (a ludzie lubią bajki  pisać), możemy tylko bazować na opiniach innych. Z kolei to, że ktoś chwali owego podkuwacza i nie ma w "środowisku" na jego temat złych opinii - może świadczyć o jego wiedzy i obyciu, ale również o tym, że człek b.mało koni w życiu zrobił i miał niezłego farta (albo skutecznie wmówił właścicielowi, że koń może macać przez 2tyg. po robocie)...zresztą kiedyś sama trafiłam na taką gwiazdę wschodzącą, na około zachwalaną...do któregoś razu  🙄
Na koniec - nie jestem mistrzem, ale przez 1,5 roku czegoś się nauczyłam (ciągle poszerzam swoja wiedzę, profil studiów, który skończyłam także jest pomocny), mam na koncie około 200 rozczyszczeń, kilka razy się sparzyłam i teraz wiem czego unikać (od razu sprostuję - koń nie ucierpiał, problem leżał gdzie indziej).

... a wątpliwości ... każdy je ma, każdy komu leży na sercu dobro wierzchowca.
elwarka   . . . . . . SDG . . . . . .
23 stycznia 2010 20:34
Pierwszy raz wypowiem się w tym watku, ale od poczatku jestem obserwatorem i przeczytałam wszystko - a i niektóre strony nie jeden raz.
Od kilku lat miałam jednego kowala ( nota bene wieloletniego praktyka i pracownika jednego ze Stad Ogierów). Kiedys byłam zadowolona z jego pracy i nie miałam zastrzeżeń. Zawsze asystowałam mu przy pracy, podgladałam, pytałam, a przy okazji "nadzorowałam" (zauważyłam, że jak patrzę i pytam o wszystko, to lepiej się przykładał).

Od pwenego czasu jego robota przestawała mi sie podobać, ni stąd i zowąd konie zaczynały mieć jakieś problemy. Najpierw zauważyłam, że u jednego z koni zrobiło się jedno kopyto sztorcowe, a drugie płaskie. Po kilku kolejnych wizytach z 6-ciu moich koni już 4 miały ten problem w róznym stopniu zaawansowania (i to dokładnie te same przednie nogi - prawa platfus, lewa sztorc).  Kowalowi podziekowałam i zaczęłam szukać kogoś innego. Z tym okazało się, że nie jest tak łatwo, bo albo kowal miał mierna opinię, albo daleko, albo terminy bardzo odległe.

W tym samym czasie bardzo wnikliwie czytałam wszystkie wątki kopytowe i zmuszona sytuacją postanowiłam sama działać.  Najpierw zaczęłam z jednym koniem. Na poczatku było ciężko, ręce i plecy odmawiały posłuszeństwa, dłonie pościerane i pokaleczone itp.  Stopniowo zaczęłam nabierać wprawy, kupilam nowy tarnik i nóż, zaopatrzyłam się w odpowienie rękawiczki i nie poddawałam się. Z każdym dniem było coraz lepiej, robiłam po trochu ale często i obserwowałam, jak kopyto reaguje. Po kilku tygodniach już była widoczna poprawa.

Teraz robię całą szóstke swoich koni, zrobienie 2-3 koni jednego dnia juz nie jest problemem, ani wielkim wysiłkiem.
Dwa konie mają w miarę prawidłowe kopyta, u dwóch kolejnych już widać poprawę, ale z dwoma jeszcze dużo czasu potrzeba. Póki co piłuję nadmiar ścian, usuwam martwą podeszwę, leczę strzałki i czekam. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy będą efekty.
Minęło pół roku odkąd był ostatnio kowal i cieszę się, że zdecydowałam się na taki krok. I pewnie nieprędko zdecyduje się na powierzenie swoich koni w ręce jakiegoś kowala, który przyjeżdżając co kilka tygodni tnie na zapas, bo i tak za kilka dni odrośnie.

Również nie byłam na żadnym kursie, ale śledzę ten wątek, czytam wszystko, co w temacie kopyt dostepne i stwierdziłam, że samodzielne zajmowanie się kopytami jest dla mnie wyzwaniem, z którym sobie poradzę. Na dodatek bardzo mnie to wciągnęło, nawet spodobało mi się i robię to z przyjemnością. Widzę że konie również wygladają na zadowolone, poruszaja się swobodnie, kopyta się nie łamią, nigdy nie są przerosnięte, nigdy nie ma sytuacji, gdy z dnia na dzień są nadmiernie wycięte, jak to było przy wizytach kowala. A przecież o to chodzi - zdrowie konia i jego komfort.


Chetnie jednak skorzystałabym od czasu do czasu z usług kogoś zaufnego i fachowego, żeby obejrzał, ocenił i doradził, na co zwrócić uwagę, co zmienić itp.

Pozdrawiam wszystkich werkowaczy, którzy się tak jak ja wciągnęli w ten temat  :kwiatek:
Na pewno, z kolei, żaden fachowiec nie dysponuje danymi z codziennej! obserwacji kopyt.  Ideałem chyba byłaby harmonijna współpraca.
Wydaje mi się jednak, że "natural treatment" bardziej przystaje do kopyt "swojego" + kilku zaprzyjaźnionych niż do codziennej profesjonalnej pracy. Do tego trzeba chyba więcej.
Wydaje mi się jednak, że "natural treatment" bardziej przystaje do kopyt "swojego" + kilku zaprzyjaźnionych niż do codziennej profesjonalnej pracy. Do tego trzeba chyba więcej.


Biorąc pod uwagę fakt, że niektóre konie wymagają werkowania co 2-3 dni - to nie wyobrażam sobie pracy na zasadach "typowego kowala" - po prostu zabrakłoby doby... i zapewnie dlatego powstały "kliniki kopyt". Jest jeszcze druga kwestia - naturalna pielęgnacja to nie tylko werkowanie - ale i system utrzymania, odpowiednia dawka ruchu, właściwe żywienie - aby móc świadczyć tego typu usługi (pozostając w zgodzie z zasadami metody) należałby mieć pewność, że właściciel konia, pod naszą nieobecność, stosuje się do tych zasad (sama przekonałam się, że naturalne werkowanie jest bezcelowe, gdy koń stoi cały dzień w boksie i nie ma szans na wyleczenie strzałek).

IMHO - metoda naturalnego werkowania TAK dla własnych i "zaprzyjaźnionych koni", NIE - w systemie "obwoźnym" (i nie ze względu na brak obycia w temacie, ale braku możliwość świadczenia usługi na wysokim poziomie).

edit błąd
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się