Klacz płochliwa w terenie, odważna na padoku

Witam,

przeczytałam już wiele wątków, jednak nie znalazłam podobnego problemu z jakim się borykam.
Mam 6 letnią klacz wielkopolską.
Jeżdże konno od jakiegoś roku, nie jestem wybitnym jeźdzcem, ale na ujeżdżalni nie mamy żadnych problemów, dogadujemy się, skaczemy przez przeszkody.
Na ujeżdżalni i padoku nic nie jest w stanie jej przestraszyć, petardy, koparka za ogrodzeniem, krzaki, folie itp itd.
Problem zaczyna się prz wyjeździe w teren.
Klacz od 3 lat stoi w tym samym miejscu, zna okolice. Od maja prawie codziennie jest przeze mnie jeżdżona. Wcześniej jeżdżona okazjonalnie.
W tereny jeździliśmy na dwa konie, z spokojnym koniem i jeźdźcem. Niestety klacz cały czas boi się tych samych rzeczy przy których przejeżdża codziennie, białych skrzynek przy drodze, bel, krów, krzyży przydrożnych i tak można wymieniać w nieskończoność. Omija je szerokim łukiem, opuszczając łęb do ziemi i bacznie przyglądając.
Wyjechanie w teren sam na sam kończy się odskakiwaniem lub dzikim galopem przed siebie, gdy coś ją przestraszy. Ostatnio przestraszyły ją fundamenty nowego domu w okolicy. Klaczka bardzo się spina, zaczyna caplować, poci się ze strachu, jest elektryczna.
Próbowałam chodzić z nią na spacery w ręku, pokazywać jej różne przedmioty, jeździć jako koń czołowy... i nie widze rzadnych postępów.

Proszę o porady

Zapomniałam dodać, że klacz zupełnie nie boi się samochodów, autobusów, tirów.
[img]/forum/Themes/multi_theme/images/warnwarn.gif[/img] Brak edycji - post pod postem
zapomniałaś również o edycji postów...
Czy masz instruktora/trenera/osobę doświadczoną/dobrze jeżdżącą z którą możesz się skonsultować?
Jestem pewna, że problemem jest nie zachowanie konia, a Twój brak umiejętności i doświadczenia. Ona się nie boi, tylko Cię nie słucha i "szuka wymówek" żeby uniknąć pracy - wyjścia w teren, gdzie czuje się mniej pewnie niż w domu. To jest normalne, bo to jeszcze dość młody koń, na którym powinien z razie problemów, na zmianę z Tobą jeździć doświadczony jeździec. Sama niewiele zdziałasz.
...Wyjechanie w teren sam na sam kończy się odskakiwaniem lub dzikim galopem przed siebie, gdy coś ją przestraszy. Ostatnio przestraszyły ją fundamenty nowego domu w okolicy. Klaczka bardzo się spina, zaczyna caplować, poci się ze strachu, jest elektryczna.
Próbowałam chodzić z nią na spacery w ręku, pokazywać jej różne przedmioty, jeździć jako koń czołowy... i nie widze rzadnych postępów.

Proszę o porady

Zapomniałam dodać, że klacz zupełnie nie boi się samochodów, autobusów, tirów.



Julie ma rację .... obstawiam także, że Twoja klacz nie boi się w terenie (ew. boi się/ płoszy się nie bardziej niż inne konie, co jest jak najbardziej naturalne).
Te "odskakiwania", dzikie galopy w samotnym terenie o którym piszesz, to objaw innego problemu. Problemu dominacji. Klacz w ten sposób akcentuje, że ona jest "na wierzchu" i dyktuje Ci własne warunki. A że zapewne Ty się w takich chwilach spinasz, boisz się o własne bezpieczeństwo - koń to wykorzystuje i sam szuka za każdym razem "pretekstu" do pokazania Tobie całego spektrum histerycznych zachowań w terenie. Licząc pewnie że dzięki temu szybko wróci do stajni.

Z czasem, gdy ustalicie prawidłową dominację między sobą - te jej zachowania będą się "wyciszać", a to dlatego głownie że Ty będziesz bardziej pewnie czuć konia pod sobą i będziesz w stanie kontrolować jej zachowanie, a ona będzie uznawać Ciebie stale za przewodnika .
albo nie ufa. nie czuje się przy tobie bezpiecznie - nie czuje, że jesteś silniejsza, groźniejsza (to łączy się z dominacją) - czyli w razie zagrożenia ją obronisz
na swoim ternie sie nie boi - czuje się bezpiecznie.
w obcym - obce strachy=jest się czego bać. a ty jej nie zapewniasz "ochrony"
Flondra   Szczęśliwa posiadaczka gniadego sierściucha :)
12 listopada 2013 13:11
Zupełnie jak bym czytała o swoim koniu 🙂 Tylko ja go jeszcze bardziej zepsułam, bo za każdym razem kiedy się płoszył, to uważałam, że biedne "gołębie serduszko" wszystkiego się boi i mu odpuszczałam pracę, niech oswoi się ze strachami. Doszło do tego, że rozpoczynając jazdę na ujeżdżalni, obchodząc ją stępem wszystko było ok, a jak ruszałam kłusem, to nagle wszędzie pojawiały się potwory...  😵 Co pomogło na jazdę na ujeżdżalni? - praca, konsekwencja, ignorowanie końskich strachów i rozluźnienie (moje). Z czasem zaczął się lepiej skupiać na tym co robimy i problem minął, choć czasem jeszcze próbuje  😀iabeł:

Przed wyjazdem ze stajni staram się go zmęczyć (dzień przed robię intensywniejszą jazdę),a sam teren wygląda raczej jak praca na ujeżdżalni, tylko po leśno-polnych ścieżkach. Nie jesteśmy jeszcze na etapie luźnych wycieczek, ale dążymy ku temu 🙂 Jednocześnie napiszę, że ja swojego koniucha mam od 5 lat i czuję się w miarę pewnie w siodle. Radzę Ci, tak jak koleżanki powyżej, nabrać pewności (i umiejętności) w siodle i z czasem przejmiesz dowodzenie w "Waszym stadzie" 🙂

Edit: Albo jest tak jak pisze horse_art, wtedy dobrze jest problem przepracować z ziemi np. z pomocą specjalisty.

Miłego dnia!  :kwiatek:

z ziemi czy nie - tak jak mówisz. ignorować strachy. bo jesli i my na nie nerwowo reagujemy, uspokajamy konia - znacyz, że my te strachy zauważamy, boiy się ich = są faktycznie straszne i trzeba sie ich bać, bo pańca cukier może i daje ...ale przed zamordowaniem przez koniożerną kapliczke nie obroni...

niech sobie koń ogłada, wącha, sapie - niech się uczy, że to nie gryzie. jak ma inaczej poznać? tylko my musimy być "normalni" - pokazać, że dla nas to nic = dla niego też powinno takie być

spokojny, ironiczny 😉 głos - normalność,  zamiast miziania i nagradzania za strach albo nerwów (jak on mnie zmusza tak nerwowo, adrenalinę czuć...pewnie sam sie boi... mnie ma to zjeść?
to faktycznie to coś złego!)


Tylko problem jak odróżnić prawdziwy strach od wyrachowanego zachowania klaczy pt. "wywinę numer", że niby się przestraszę w terenie, odskoczę, gwałtownie poniosę i.... szybciej wrócę do stajni?

To trzeba dobrze znać konia....

Zaufanie do jeźdźca to również element składowy dominacji człowieka nad koniem.
o tym wlasnie mówiłam.
jak odróżnić? hym...to chyba tylko doświadczenie i godziny czy lata obserwacji, doświadczeń, znajomości koni w ogóle a najlepiej danej sztuki jeszcze... przez forum podac się nie da "jak świeci prawe ucho =strach, jak lewe=udaje " 😉
a szkoda - byłyby łatwiej 🙂😉)
Niezależnie czy jest to prawdziwy strach czy wyrachowane zachowanie klaczy to reakcja jeźdźca powinna być taka sama. Stanowczo ale spokojnie  do przodu, bez miziania że ładny koni, dobry konik ale i bez krzyków.
No właśnie. A trudno jeżdżąc konno rok mieć wyrobione właściwe odruchy, umiejętność oceny i sposoby na poradzenie sobie z sytuacją. Choćby i się było najwybitniejszym talentem. Trzeba mieć kogoś doświadczonego kto wsiądzie i pomoże, na miejscu.
i pokaże co i jak i o co chodzi. bo tekst można różnie interpretować.
pamietam jak uczyłam znajomego (miałam jego znarowionego, pobudliwego konia w treningu) - nawet na zywo bylo ciezko wytłumaczyć jaka jest różnica miedzy uspokajaniem-nagrodą za strach, a karaniem(pobudzaniem do strachu) a olewaniem (tłumaczniem, czy prawdziwy czy nie - to ma tak nie robic)
- a co dopiero przez tekst....
Zaufanie do jeźdźca to również element składowy dominacji człowieka nad koniem.

Pojawiła się tu ważna rzecz. Że również odwrotnie. Że dominacja to element składowy zaufania. To całe "przylać a dobrze" nie jest takie głupie niekiedy. Byle z sensem.

Jak odróżniać czy się boi? Ja odróżniam tak: czy występują "idiosynkrazje", czy koń się trzęsie, przyspiesza tętno, spłyca oddech, zaczyna pocić, sztywnieje cały - sparaliżowany, próbuje się wypróżnić itp. Czy są reakcje fizjologiczne. Jeśli tak - ok, boi się. Jeśli nie, jeśli tylko reakcje ruchowe, to sory - ale do przodu, nie ma że boli. No i - jeśli się boi, to... boi się coraz mniej, podchodzi coraz bliżej, boi się "coraz słabiej". Jeśli odwrotnie - to sobie pogrywa.

Skoro wątek zrobił się sensowny i zapewne zostanie apeluję do autorki o zmianę tytułu.
Bo nie chodzi o padok, a o plac. Na padoku koń wypoczywa a nie pracuje pod jeźdźcem.

Znam kobyłę, która jest dosyć strachliwa, ale pod opanowanym jeźdźcem idzie w miarę spokojnie. Wystarczy jednak, że wyczuje cień strachu lub niepewności u jeźdźca i zaczynają się cyrki. Jak ja wsiadam jest całkiem spokojnie. Jak wsiada moja koleżanka, kobyła boi się własnego cienia, bo koleżanka nie dość, że słabo jeździ i strachliwa ogólnie to jeszcze boi się kobyły. Docelowo to ona ma na niej jeździć, więc jakoś nad tym pracujemy. To co pomaga w naszym przypadku:

- koleżanka jak zaczyna się spinać śpiewa - człowiek w strachu wstrzymuje oddech co jeszcze zwiększa napięcie, a koń to czuje. Śpiewanie nie pozwala na wstrzymanie oddechu i trochę zajmuje głowę. Sama czasem praktykuję, jakkolwiek idiotycznie to nie wygląda, bo śpiewać nie umiem.

- jak jeździ sama każę jej wyjeżdżać tylko do momentu w którym czuje się pewnie. Na początku dojeżdżała do bramy i z powrotem. Potem 1 m za bramę. Potem 20 m do drogi, itd. Tylko tak, żeby nie przekroczyć granicy strachu, bo wtedy i koń zacznie panikować.

- jak ja jestem z nią to wyjeżdżam w teren na kobyle, jedziemy gdzieś na łąkę gdzie trochę pojeżdżę i wtedy się przesiadamy. Ona widzi, że kobyła nie robi cyrków i wsiada pewniejsza siebie.

Może spróbuj wsadzić na nią innego jeźdźca. I zobacz jak będzie się zachowywała.
Przeczytałam wszystkie Wasze rady jednym tchem i ... wszystko co mi napisaliście to prawda.
Kobyłka dosiadana przez doświadczonego jeźdca jest dużo bardziej pewna siebie, aczkolwiek strachy też się pojawiają, tylko w innym, mniejszym spektrum.
Niestety nie trzymam jej w stadninie, tylko u byłch właścicieli - na wsi. Nie ma tu instruktorów🙁
Poszukam w swojej okolicy (Białystok) kogoś kto mógłby przyjechać i zobaczyć nas razem przy pracy. Chyba, że jest ktoś na forum z naszej okolicy?


Co do zaufania, napewno jest go za mało, ale pracuje nad tym. Pierwsza moja samotna jazda po ujeżdżalni (bez starego właściciela) klcz chciała przeskoczyć ogrodzenie byle się mnie pozbyć. Wytrzymałam, wróciłyśmy do pracy. Po kilku, kilkunastu jazdach już nie miałyśmy takich problemów.
Pierwszy samotny teren, koń lekko spięty i nieświadomy (ale rozluźniony) jeździec = katastrofa. Odjechałyśmy od stajni stępem, klcz spięta, elektryczna. Dalej stęp, troche kłusa, troche galopu. I nagle ni z tego, ni z owego klcz z kłusa wyskoczyła w bok w ogrodzoną pastuchem łąke. Barny, mój upadek i ona przestraszona na śmierć. Wsiadłam i wróciłyśmy do domu.
I właśnie od tamtej pory zaczełam mieć chyba złe podejście. Nie boję się, że nie utrzymam się na klczy, że spadnę tylko, że wpadniemy na płot, jakieś dziecko czy coś tego typu. W okolicy jest troche lasów i łąk, ale by do nich dojechać trzeba pokonać duże wsie i ruchliwe drogi. Nie chciałbym ryzykować, że klacz wróci do domu galopem przez drogę krajową nr 8;/
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
12 listopada 2013 19:26
emilywhite- W okolicy Białegostoku też są dobrzy instruktorzy- wysłałam Ci PW  😉
kiepska sytuacja...
chyba najlepszym- najbezpieczniejszym wyjściem (poza pomocą kogoś doświadczonego) bedzie spedzanie z koniem czasu w różnych sytuacjach, ćwiczenia, odczulanie, lonże, spacery w reku (poza teren)...
i nauczenie, że jak gadasz to jest miło i bezstresowo (rób to w czasie ćwiczeń, obchodzenia z koniem). często w stresowych sytuacjach pomaga mówienie do konia - uspokaja się, bo wie że jesteś, słyszy spokojny ton...

a ona ma końskie towarzystwo? czy sama?
masz kompana do jazd teraz?
W stajni stoją 4 konie i kuc. Cały dzień są na pastwisku. Od świtu do nocy.
Mam z kim jeździć, ale ten chłopak jest bardzo hm.. szybki, niecierpliwy. Ma konia, który niczego się nie boi, ale za razem jest bardzo wyrywny.
Złe towarzystwo bo i wtedy moja klaczka jest wybuchowa.
Natomiast na ślązaku, któy jest spokojny i taki "nic mnie nie obchodzi, galopuj sobie a ja stęp" nie lubi jeździć.
No to nie jest wymarzone towarzystwo do wyjazdów w teren.
Na forum jest dużo ludzi z Białegostoku. Postaraj się o lekcję z instruktorem, chociaż raz na jakiś czas. To najlepsze co możesz zrobić.
A w międzyczasie wyjazdy w teren można ograniczyć do występowania konia po jeździe. Jak koń już jest zmęczony, to i mniej głupot do głowy przychodzi.
W każdym razie nie ryzykuj, jeśli czujesz że nie masz kontroli nad sytuacją.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
12 listopada 2013 21:22
nie zwracać uwagi na "strachy", jechać po prostu naprzód jak gdyby nigdy nic

nawet jak się koń gdzieś pogapi szukając "strachów"  to co z tego ma oczy to się gapi - jechać dalej

nie spinać się, nie zakleszczać nóg, nie trzymać kurczowo wodzy, wręcz puścić te wodze zaufać koniowi (no i co z tego że strachy ja siedzę, jadę dalej podziwiając krajobrazy)

nie myśleć o nadchodzących strachach

nie robić galopad nakręcających konia i prowokujących do poniesień a jedynie zagalopowania krótkie i do kłusa i stępa


strzemionko   w poszukiwaniu szczęścia przemierzamy cały LAS ;)
13 listopada 2013 07:00
miałam kiedyś podobny problem i wiem, że największą głupotą jaką można zrobić to poddać się i nie jeździć w teren ze strachu. Nie można odpuścić po prostu  😉 i małymi kroczkami iść do przodu.
Najpierw proponowałabym spacery w ręku, bez siodła, na samym kantarze. Zabrać jakieś przysmaki, jak koń grzeczny to dać. Niech na początek będą to krótkie wyjścia, powiedzmy tydzień 10-15 min, 2 tydzień 25 min, 3 tydzień 40 min.
W 4 tygodniu proponuję wziąć lonżę w teren i przez tydzień konia lonżować, dużo przysmaków, spokojny ton głosu aczkolwiek stanowczy.
Po miesiącu możesz poprosić kogoś aby chodził z Tobą w teren i tam Was trochę polonżował. Powiedzmy tak przez tydzień.
Po tym tygodniu wychodzisz z okiełznanym i osiodłanym koniem pieszo, idziecie i obserwujesz reakcję. Jak jest w miarę spokojnie, wsiadasz.
Możecie też najpierw zrobić mały trening na ujeżdżalni a później na rozstępowania chodzić w teren. Koń będzie zmęczony, to może dziki galop nie będzie mu w głowię.

Życzę wytrwałości i cierpliwości!  🙂
Elu nie każdemu koniowi można puścić wodze... Jak swojemu wałachowi wypuszczę w sytuacji podbramkowej - jadę natychmiast galopem taranując inne konie (a zwierz rozmiarów sporych)...
Ponieważ mam podobny problem - staram się jeździć zawsze za spokojnym koniem (jak jest OK, to obok jako czołowy). Co prawda piaffy, pasaże i galop w miejscu zdaża nam się ćwiczyć przy okazji, a i capriola sieę zdaży ;-) ale z każdym wyjazdem jest lepiej... właściwie było - aktualnie z powodu szybko zapadających ciemności niestety tereny odpuściłam  🙁 Powrót do nauki "nie bania się szelestu liści" planowany wiosną dopiero. U mnie problem wystapił po przeprowadzce - jeden koń 8, drugi 12 lat w jednym miejscu (bez problemów większych), nowy las, nowa stajnia, nowe konie i problem strachów się zrobił  😉
Dodam, że konie wcześniej generalnie odważne, brak większej reakcji na psy, samochody , etc - aktualnie kobyła nawet nawet, ale wałach - porażka  😵
Jeden plus - mam jednak "trochę dłuższą" praktykę pracy z końmi - nie mam odruchów ciągnięcia za wodze, spinania się, etc... Nie wyobrażam sobie jednak wsadzenia na wałka osoby z rocznym stażem jeździeckim  🤔wirek:

strzemionko spacer w ręku OK - ale na ogłowiu i przypiętej lonży... na kantarze w sytuacji awaryjnej konie nie masz szans utrzymać, na ogłowiu szansa rośnie  😀
ushia   It's a kind o'magic
13 listopada 2013 08:06
emilywhite
kupe madrych rad juz dostalas, dodam tylko
przyjrzyj sie sobie - co robisz kiedy kon sie boi? kiedy podjezdzacie do miejsc gdzie TY wiesz ze bedzie sie "bac"?
nie kombinuj, nie mysl o tym, ze bedzie strasznie, podspiewuj sobie pod nosem, cos w rownym rytmie, przed/obok strachow nie zaciskaj sie w siodle ale tez nie zostawiaj koniowi za duzo miejsca na manewry, kon zamkniety w pomocach i jedzie, Ty nic nie widzisz, masz plan dojechac dalej i tam dazysz - to co po drodze w ogole Cie nie interesuje 🙂
Zakleszczanie nóg- dobrze ElaPe pisze. Zauważyłam, że ludzie, wiedząc o zakleszczaniu, pilnują nóg od kolan w dół ale napinają uda.
Nie zdając sobie z tego sprawy. Bo duże mięśnie na udach spinają się w swojej masie bez widocznego ruchu ... szkieletu.
A koń czuje silny, narastający ucisk na dużej powierzchni. Radzę to sobie przemyśleć w stępie, na placu. Ponapinać, popuszczać.
Bo jakoś kontrolujemy pośladki i łydki a te uda mniej. Tężeją niemal bez naszego świadomego udziału.
W podziękowaniu za wszystkie dobre rady opisuje jak mi poszło🙂

Tak naprawdę dopiero dziś miałam okazję wypróbować sposoby opisane powyżej.

Zaczełam od poprawnego ułożenia siodła (wcześniej siodłałam na kłebie - po przeczytaniu wątku o siodłach, siodło przesunełam do tyłu). I tu wielkie moje zdziwienie! Klacz która zawsze na początku jazdy caplowała, a także ruszała podczas wsiadania - stała!  Na jezdzie obyło się bez caplowania 🙂

Po okolo godzinie jazdy na ujezdzalni (lekka jazda, nie chciałam jej zameczyć, zeby potem nie zastanawiac sie czy faktycznie byla grzeczna bo zmeczona, czy moze spokojniejsza dzieki zmianom w moim zachowaniu) Wyjechałysmy za ogrodzenie stajni. Zadnego caplowania, Ines szła jakby bardziej rozluzniona. Dodam, że starałm się siedzieć lekko, nie zaciskać nóg i ud, wodze luzno. Porobilysmy kilka osemek, kolek, zawracanie. Po ok 10 minutach wrocilysmy do stajni.
Rozgladanie sie na boki zostało, chwile zastanowienia rowniez, ale w porownaniu z poprzednim zachowaniem duza zmiana.
Nie chce chwalic dnia przed zachodem słonca, może taki dzień i napewno zmiana we mnie.


Dziękuję jeszcze raz wszystkim za rady i uwagi!!!


P.S. Na ściągnięcie trenera do mnie jeszcze mnie chyba nie stać.., ale postaram się wziąść kilka lekcji w stadninach w okolicy, żeby poprawić swoją jazdę.


emily..

Bardzo dobre wiadomości! Zuch dziewczyna z Ciebie.
Idziesz właściwą drogą 🙂
Zawsze zaczyna się patrząc na siebie i własne błędy...


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się